Kamperem po Nowej Zelandii – Northland

Nowa Zelandia – Northland

Auckland jest jak zwykle zakorkowane, ale w końcu udaje nam się dotrzeć na Harbour Bridge. Spoglądamy za siebie i mkniemy do przodu. Z mostu roztacza się wspaniały widok na marinę oraz pocztówkowe Auckland, choć ja wolę to z Mt. Eden. Przed nami spory kawałek drogi do Russell, pierwszej stolicy Nowej Zelandii. Ale nie spodziewajmy się fajerwerków, to śliczne miasteczko przypomina bardziej Key West niż jakąkolwiek stolicę! Co nie znaczy, że nie jest warte odwiedzenia.

 

Po drodze warto zatrzymać się w Manuka Center. To mały sklepik przy głównej drodze wiodącej na północ. Znajdziemy tutaj pełną gamę miodów w tym kilka rodzajów słynnych miodów Manuka, ale nie tylko.

Znajdziemy tutaj również miody z kwiatów awokado, czy Pohutukawy. Pohutukawa zwana w Nowej Zelandii drzewkiem bożonarodzeniowym jest bardzo popularnym drzewem. Nie szukając daleko wystarczy wybrać się w okolice Mission Bay w Auckland gdzie pobocza głównej drogi porośnięte są gąszczem drzew Pohutukawa. Drzewa te wyróżniają się w okolicy grudnia, kiedy to pokrywają się one wspaniałymi czerwonymi kwiatami. 

Drzewo Pohutukawa – źródło Wikipedia

Co jeszcze warto wiedzieć o miodach Manuka oprócz tego, że są zdrowe? Otóż są one drogie, kupując mały słoiczek musimy liczyć się z wydatkiem kilkudziesięciu dolarów. Czy warto zdecydujcie sami.

Russell

Autostrada kończy kilkadziesięt minut jazdy na północ od Auckland, zanim z niej zjedziemy warto odwiedzić okolice Omaha Beach, oraz zaliczyć Mangawhai Cliff Walk. Widoki na prawdę bajkowe!

Nieco po południu znajdujemy się około 50 km od Russell i nagle pojawia się mały dylemat, czy powinniśmy jechać główną drogą a następnie przeprawić się promem, czy też zjechać w drogę jak wynika z mapy mniej główną i w taki sposób dotrzeć do celu bez promu. Spoglądam na zegarek, na mapę, na zegarek… chyb nie ma potrzeby komplikować sprawy, zapominamy szybko o promie i zjeżdżamy z głównej drogi kierując się do Russell. 

Droga staje się coraz bardziej kręta i wąska… zakręt w lewo przechodzi płynnie w zakręt w prawo, a droga staje się tak wąska, że lusterka z obu stron samochodu od czasu do czasu atakowane są przez przydrożne paprotki drzewiaste. Jak się wydawało prosta droga do celu zajęła nam ponad dwie godziny. W końcu jednak docieramy na miejsce.

Parkujemy nasz mały bolid pod paprotką i rozpoczynamy przygotowania do późnego obiadu, a potem wybieramy się na mały rekonesans po okolicy.

Rankiem wprost z portu w Russel wybraliśmy się na całodzienny rejs, do wspaniałej Bay of Island. Miejsce to jest na prawdę niesamowite, zielona kryształowa woda, rozrzucone wyspy i wysepki oraz stada delfinów, przypływających z każdej strony by popatrzeć na wycieczkowiczów. Bawiące się w wodzie, skaczące, ścigające się z łodziami. Wrażenie jest po prostu niesamowite.

 

Rejs trwa kilka godzin z małą przerwą na jednej z przecudnych wysepek. Można się tutaj zrelaksować, skorzystać z kąpieli w ciepłym kryształowo czystym morzu i nacieszyć się słońcem. Tutaj lato królowało w pełni

 

 

Kolejnego dnia ruszamy dalej na północ. Przed nami pradawny las Waipoua.

Waipoua Forest

Lasy takie jak ten porastały kiedyś praktycznie w całości Wyspę Północną. Potężna drzewa Kauri rozpościerały swoje korony i pięły się ku niebu osiągając setki jeżeli nie tysiące lat. Wszystko uległo zmianie w raz z pojawieniem się tutaj Europejczyków. Ruszyła rabunkowa wycinka, która ogołociła wyspę praktycznie w całości z lasów takich jak ten. Przed całkowitym wyginięciem uratował je prawdopodobnie fakt, że drewno Kauri nie jest aż tak twarde jak drewno innych długo rosnących gatunków drzew jak np. sekwoi rosnących w Ameryce Północnej. Drewno to więc nie nadawało się na budowy. 

Największe z żyjącym w tym lesie drzew zwane przez Maorysów – Tane Mahuta – osiągnęło prawdopodobnie wiek przekraczający znacznie dwa tysiące lat. Wysokość tego drzewa dochodzi do 55 m a objętość pnia przekracza 244 m3

W lecie spędzamy dłuższą chwilę korzystając z cienia rzucanego przez potężne drzewa. Patrząc na ten fragment dziewiczego lasu, nie trudno sobie wyobrazić jak kiedyś musiały wyglądać te tereny. 

Po południu docieramy do kolejnego punktu naszego programu.

Plaża 90-cio milowa

Plaża ta to potężna łacha, twardego jak beton piachu. Wprawdzie nie ma ona długości 90 mil – jak mogła by sugerować nazwa, jest nieco krótsza, jednakże, nie odstrasza to fanów adrenaliny. Jej płaska niemal twarda jak betom powierzchnia zachęca amatorów cztero-kołowych szaleństw. Niestety dla nich miejsce to ma również drugie oblicze, wraz z przypływem, twarda jak skała warstwa piachu ulega zmiękczeniu i w ciągu kilku chwil jej powierzchnia zamienia się w grząski lepki piasek. Co dzieje się z tymi, których bolidy nie zdążą jej opuścić przed przypływem? Na cóż, samochody te można rozpoznać po tym, że stoją zanurzone mniej więcej do połowy w piachu.

Późnym popołudniem trafiamy nad zatokę Hokianga. Jej malownicza linia brzegowa niemal nas hipnotyzuje. Mogli byśmy spędzić tutaj kilka dobrych dni!

 

 

Niestety musimy ruszać dalej i wkrótce docieramy do miejsca zwanego Te Paki Recreation Reserve. 

Te Paki Recreation Reserve

Wydmy widać już z daleka wyglądają z daleka jak potężna żółto-pomarańczowe wzgórza, lśniące w oślepiającym północnym słońcu. Jednakże dopiero na miejscu możemy ocenić jak gigantycznych rozmiarów są wydmy. 

Niektóre z nich wznoszą się na wysokość kilkudziesięciu metrów i stanowią doskonałą bazę do … zjeżdżania na desce. Tuż przy wejściu na teren parku, znajduje się małe stoisko, gdzie możemy wypożyczyć deskę. Bez chwili wahania wypożyczamy jedną z nich i rozpoczynamy mozolną wspinaczkę na szczyt wydmy z nadzieją dojrzenia oceanu. Szybko okazuje się jednak, że od oceanu dzieli nas spory kawałek!

Krajobraz wydaje się nieco surrealistyczny. W tym krajobrazie widoczni z oddali ludzie wyglądają jak okruszki rozrzucone na piachu. Stoimy wpatrzeni i sami nie wierzymy w to co widzimy!

Po krótkim spacerze w piekącym słońcu postanawiamy wykorzystać naszą deskę

Dzień nieubłaganie zmierza ku końcowi lecz przed nami jeszcze jedno można by powiedzieć flagowe miejsce. W końcu po ponad 1700 km docieramy do najbardziej wysuniętego na północ punktu Nowej Zelandii!

Cape Reinga

Miejsce to jest przepiękne. Przed nami rozpościera się południowy Pacyfik a w zasadzie miejsce gdzie jego wody mieszają się z wodami morza Tasmana. Jeżeli patrząc na mapę wydaje nam się, że podział ten jest nieco sztuczny o tyle stojąc tutaj na północnym czubku końca świata zdajemy sobie sprawę, że nie do końca jest to prawdą.

Patrząc w toń morza widać wyraźnie linię wzdłuż, której biegnie pomiędzy nimi umowna granica. Widok z przylądka Reinga zapiera dech w piersiach. Palące popołudniowe słońce łagodzi wiejący z oszałamiającą siłą gorący północny wiatr.

Tutaj kończy się nasza wspaniała Nowa Zelandia!

 

 

Zawracamy nasz wysłużony zielony kamper w kierunku południa i rozpoczynamy naszą powrotną drogę do Auckland.

Magiczne Plaże, Ruakaka, Pakiri, Thawaranui

Zanim jednak tam dotrzemy, postanawiamy zafundować sobie małą regenerację, na jednych z piękniejszych plaż jakie mieliśmy okazję oglądać w Nowej Zelandii. Na miejsce docieramy późnym wieczorem. Po całodziennej jeździe zasypiamy niemal natychmiast. 

Tuż przed świtem postanawiam wybrać się jednak na małą wycieczkę. Wychodzą cichutko z kampera staram się nie obudzić śpiącej rodzinki. Żwawym krokiem ruszam w kierunku plaży a moim oczom ukazuje się taki oto widok!

 

 

Słońce wchodzi powoli, morze spokojne i nieruchome jak tafla zwierciadła odbija wiszące nad horyzontem chmury. Przymykam oczy i przekrzywiam głowę zastanawiając się gdzie jest góra a gdzie dół. Ten moment był na prawdę magiczny. 

Reszta dnia upływa na zabawie na plaży, po południu decydujemy się zmienić plażę Ruakaka, na kolejną znajdującą się nieco dalej plażę Pakiri.

Ta pokryta niemal białym piaskiem plaża została niemal zasypana wspaniałymi muszlami. Muszle są dosłownie wszędzie, wyglądają tak, jak gdyby przed chwilą ktoś wysypał je z gigantycznego muszlowego wora. 

Siadamy na plaży, na której jesteśmy niemal sami. To jest na prawdę fenomen nowej Zelandii, takiego spokoju i przyrody niemal na prywatny użytek, nie ma chyba w żadnym innym cywilizowanym zakątku globu

Późnym popołudniem ruszamy w kierunku Auckland odwiedzają po drodze jeszcze jedną plażę. Thawaranui. Ta nieco bardziej zatłoczona zaczęła wskazywać, że nieubłaganie zbliżamy się do końca naszej podróży. Choć z drugiej strony czy kilkanaście osób na plaży to już tłok…

Wieczorem docieramy do wietrznego Miasta Żagli i z łezką w oku wspominamy naszą wyprawę obiecując sobie, że kiedyś na pewno ją powtórzymy!

 

 

Auckland
Auckland
maj 05, 2017  •  Auckland / Ciekawe Miejsca / Miasta Nowej Zelandii / Nowa Zelandia
Przeczytaj
Kamperem przez Nową Zelandię
Kamperem przez Nową Zelandię
grudzień 12, 2017  •  Ciekawe Miejsca / Nowa Zelandia
Przeczytaj
Kamperem przez Nową Zelandię – Samo Południe
Kamperem przez Nową Zelandię - Samo Południe
grudzień 12, 2017  •  Ciekawe Miejsca / featured / Nowa Zelandia
Przeczytaj
Kamperem przez Nową Zelandię – Serce Wyspy Południowej
Kamperem przez Nową Zelandię - Serce Wyspy Południowej
grudzień 12, 2017  •  Ciekawe Miejsca / Nowa Zelandia
Przeczytaj
Kamperem przez Nową Zelandię. Przygoda na Wyspie Północnej
Kamperem przez Nową Zelandię. Przygoda na Wyspie Północnej
grudzień 12, 2017  •  Ciekawe Miejsca / Nowa Zelandia
Przeczytaj
Kamperem po Nowej Zelandii – Northland
Kamperem po Nowej Zelandii - Northland
grudzień 12, 2017  •  Ciekawe Miejsca / Nowa Zelandia
Przeczytaj

 

Czekamy na Twój komentarz !

%d bloggers like this: