W poszukiwaniu wiosny. Z Lizbony do Kordoby

Początek przygody – Lizbona

Samolot zniża lot nad Lizboną, która prezentuje się olśniewająco. Migocące światła miasta odbijają się w wodach Tagu. Pod nami dwa przepiękne mosty –  Ponte 25 de Abril, czyli most 25 Kwietnia, oraz najdłuższy w Europie, bo liczący ponad 17 km most Vasco da Gamy. Samolot zniża lot, przelatując nisko nad miastem. W końcu lądujemy. 

Lotnisko wydaje się spore. Jak wszędzie na świecie tłumy ludzi wędrują przez jego pasaże przywiedzione tutaj tysiącem różnych powodów. Tuż przy wyjściu czeka na nas przedstawiciel firmy, w której wynajmujemy samochód. Wynajem wydawał się prostą sprawą, ale po przeczytaniu wielu postów dotyczących dużych sieciówek, zdecydowaliśmy się zaufać małej rodzinnej firmie Amoita i wybór ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Po krótkiej chwili odebraliśmy samochód i ruszyliśmy w stronę hotelu. Hotel był naszym małym odkryciem. Świetnie położony, z dużymi czystymi pokojami, podwójnym prysznicem i wspaniałymi gospodarzami. Jeżeli kiedykolwiek będziemy odwiedzać to miasto to z pewnością wrócimy do hotelu Dom João Residencial.

Nas samochód zaopatrzony był w automatyczny system pobierania opłat na autostradzie, co w przypadku południa Portugalii ma niebagatelne znaczenie. Dlaczego? Otóż sieć autostrad w Portugalii z niewiadomych przyczyn posiada dwa systemy opłat, a w zasadzie trzy. O ile pierwsze dwa wydają się całkiem typowym rozwiązaniem ot system opłaty za przejazd na bramkach, działający dokładnie tak jak w każdej części świata, plus bramki (środkowe) dla pojazdów posiadających elektroniczny system – bramki oznaczone symbolem ‘V’, o tyle druga wydaje się dosyć dziwna.

Opcja ta działa na zasadzie elektronicznego poboru opłat. Autostrady te nie posiadają bramek, a jedynie umieszczone nad drogą czytniki, który łącząc się z nadajnikiem umieszczonym w samochodzie, pobiera opłaty. No dobrze ale co w przypadku kiedy nie posiadamy takiego czytnika? I tutaj pojawia się niestety mały problem, ponieważ aby dokonać opłaty za przejazd musimy udać się do pobliskiej poczty (CTT) bądź też stacji benzynowej lub serwisowej GALP i REPSOL znajdującej się przy autostradzie. Co by o tym nie mówić jest to rozwiązanie dosyć wybijające z rytmu podróżowania. Na szczęście możemy dokonać również opłaty przez internet na stronie www.tollcard.pt.

Nasz samochód posiadał również inny bardzo przydatny bajer. Było nim ubezpieczenie obejmujące również Hiszpanię, co w naszym przypadku miało nie lada znaczenie ponieważ większą część naszego tygodniowego wyjazdu postanowiliśmy spędzić w południowej Hiszpanii. 

Capo da Roca

Do hotelu docieramy przed jedenastą w nocy. Sympatyczna właścicielka wita nas z uśmiechem i informuje, że nasz samochód możemy pozostawić na współpracującym z hotelem parkingu. Parking ten znajduje się tuż po przeciwnej stornie ulicy. Wjazd na parking znajduje się na parterze kamienicy. W środku, w malej przeszklonej budce siedzi sympatyczny pan, który wita nas również szczerym uśmiechem. Sympatyczny pan, niestety nie mówi w żadnym innym języku niż portugalski. W sumie ma do tego prawo. Po krótkiej wymianie informacji, wspomaganej wymachiwaniem rąk i google translatorem, okazuje się, że musimy zostawić mu kluczyki do naszego nowo pożyczonego samochodu. Co kraj to obyczaj. Wracamy do naszego hotelu i padamy do łóżek.

Poranek wita nas przepięknym słońcem, szybko zjadamy śniadanie i rozpoczynamy naszą przygodę. Nasz samochód już czeka przy bramie wjazdowej do podziemnego parkingu. Pakujemy nasze bagaże i ruszamy prosto na skąpany w słońcu przylądek Roca. Droga przez Lizbonę nie należy do zbyt przyjemnych a przynajmniej ta do momentu wjazdu na autostradę. Ruch w mieście jest duży a jazda na wielopasmowych rondach polega w zasadzie na wtopieniu się w tłum z wcześniejszym przewidzeniem kierunku wyjazdu. W teorii brzmi to może i całkiem nieźle, ale w praktyce bywało z tym różnie. 

Jednakże kiedy przemierzamy most Ponte 25 de Abril cały dociera do nas w końcu niezaprzeczalny urok Lizbony. Przepiękne kamienice zdobione kolorowymi kafelkami, urokliwe uliczki żółte tramwaje, choć z okna samochodu, miasto wydaje się być niesamowite. 

Dojazd na przylądek Rocka zajmuje nam niecałą godzinę. Słońce wisi nisko nad horyzontem podkreślając niesamowite kolory tego miejsca. W oddali słychać grzmot fal i zapach oceanu, gdzieś wysoko nad nami skrzeczą mewy. Jest po prostu pięknie, stoimy i patrzymy na pocztówkowy krajobraz. Przed nami wnoszą się zabudowania latarni morskiej, jej czerwona kopuła lśni w słońcu. Zaletą podróżowana zimą jest to, że nawet w takich miejscach możemy poczuć się niemal prywatnie. 

 

 

Spacerujemy niespiesznie wzdłuż wybrzeża, starając się nie myśleć się o tym, że czeka nas jeszcze dzisiaj przejazd do Kordoby. W końcu ruszamy powoli do samochodu i ruszamy na wschód. 

Monserrate Palace

Jadąc w kierunku Sintry przystajemy w przedziwnej posiadłości zwanej Monserrate Palace. Miejsce to jest wspaniałym przykładem portugalskiej sztuki romantyzmu. Według legendy, ok. roku 1093 wybudowano kaplicę poświęconą Marii Panny, która miała zostać zbudowana przez Afonso Henriquesa. Na jej ruinach w 1540 r. Na szczycie wzgórza zbudowano kolejną kaplicę poświęconą Matce Boskiej z Monserrate. W miejscu tym znajdował się również szpitala Real de Todos os Santos, którego zabudowania przejęte zostały w XVII w przez rodzinę Mello e Castro. Niestety posiadłość znacznie ucierpiała podczas wielkiego trzęsienia ziemi z roku 1755. Kilka lat poźniej bo w 1789 roku posiadłość ta trafiła w ręce angielskiego kupca Gerard de Visme, który nad ruinami kaplicy wybudował neogotycki dom.

W latach 1793-1794 posiadłość wynajęta została przez Williama Thomasa Beckforda, który zaczął projektować tutaj ogród krajobrazowy. Miejsce to odwiedził również w 1809 roku lord Byron, a wspaniały wygląd posiadłości zainspirował poetę, który wspomniał o pięknie Monserrate w Pielgrzymce Childe Harolda. Obiekt ten przyciągał również uwagę zagranicznych turystów. Jednym z nich był Francis Cook, bogaty angielski kupiec, który poddzierżawił majątek w 1856 roku. Zafascynowany tym miejscem Cook, kupił nieruchomość w 1863 roku i rozpoczął prace związane z przebudową nieruchomości. Prace te prowadzone były pod nadzorem słynnego wówczas architekta  Jamesa Knowlesem’a. Po przebudowie pałac stał się letnią rezydencją rodziny Cooków.

 

 

Całość prac projektowych prowadzona była w duchu romantyzmu, z elementami architektury Maurów połączonej z neogotykiem. Jest ona doskonałym przykładem romantyzmu Sintry, podobnie zresztą jak inne pobliskie pałace, takie jak Pałac Pena i Quinta do Relógio. Islamski wpływ architektoniczny odnosi się do czasów, kiedy region ten był częścią muzułmańskiej prowincji Gharb Al-Andalus.

Prawa do majątku zostały nabyte przez państwo portugalskie w roku 1949, a w 1995 r. Sintra Hills, w tym Park Monserrate, został uznany przez UNESCO za krajobraz kulturowy Światowego Dziedzictwa.  

Tuż przed południem udaje nam się wyjść z przepięknej posiadłości, naszym kolejnym punktem zwiedzanie jest Quinta da Regaleira.

Quinta da Regaleira

Quinta da Regaleira jest miejscem niezwykłym. Posiadłośc ta, nabyta w 1892 r. przez Carvalho Monteiro została zamieniona w oszałamiające miejsce, odzwierciedlające zainteresowania właściciela. Całość prac budowlanych prowadzona była przez włoskiego architekta Luigi Maniniego. Obejmowały one przebudowę,  całej 4-hektarową posiadłość. Monteiro, oprócz innych nowych funkcji, wzbogacił to miejsce o enigmatyczne budynki, które prawdopodobnie zawierają symbole związane z alchemią, masonerią, templariuszami i różokrzyżowcami. Architektura zaprojektowana przez Maniniego oparta była o style rzymskie, gotyckie, renesansowe i manuelińskie dając niesamowite efekty!

W 1987 r. nieruchomość została sprzedana japońskiej korporacji Aoki i przestała pełnić funkcję rezydencji. Korporacja utrzymywała majątek zamknięty dla publiczności przez dziesięć lat, dopóki nie został on przejęty przez Radę Miejską Sintry w roku 1997. Natychmiast rozpoczęto intensywne prace restauratorskie w całym majątku. W końcu w roku 1998 udostępniono ją zwiedzającym i zaczęto organizować tutaj wydarzenia kulturalne. W sierpniu tego samego roku portugalskie Ministerstwo Kultury zaklasyfikowało posiadłość jako “własność interesu publicznego”.

 

 

Wychodzimy pod wielkim wrażeniem tej wspaniałej nieruchomości. Jej podziemnego labirybtu, niesamowitej studni oraz architektury tego kompleksu. Sintra skrywa jeszcze wiele wspaniałości. Wśród nich są:

  • Pałac Narodowy. Sintra stała się rezydencją królewską od 1147 roku. Pałac powstał w miejscu budowli wzniesionych przez Maurów, część z nich została zaadaptowana na potrzeby pałacu, resztę dobudowano. Szczególną uwagę przykuwają, widoczne z daleka, dwie białe wieże, wyglądające jak kominy.
  • Pałac Narodowy Pena. Pałac ten został wzniesiony w latach 1839-1850, przez małżonka królowej Marii II – Ferdynanda. Po obaleniu monarchii w 1910 został on zakupiony przez państwo portugalskie i przekształcony w muzeum.
  • Zamek Maurów – Zbudowany on został w IX wieku przez Maurów. Zdobyty przez krzyżowców w 1147 roku. Przez kolejne wieki popadał jednak w ruinę. Prace renowacyjne podjęte zostały dopiero w XIX wieku, przez króla Ferdynanda II, podczas budowy pałacu Pena. 
  • Pałac Narodowy w Queluz. Wprawdzie nie w Sintrze, ale całkiem niedaleko od niej wznosi się jeden z ostatnich rokokowych pałaców europejskich.

Niestety miejsca te i zapewne wiele innych, muszą poczekać na naszą kolejną wizytę! Wsiadamy w samochód i ruszamy w kierunku Kordoby. Naszym kolejnym celem jest miasto Evora. 

Kraina Kromlechów

Evora to miejsce na które warto poświęcić co najmniej pół dnia, jeżeli nie dzień. Znajdziemy tutaj wspaniałą rzymską świątynie, katedrę z 1250 roku oraz coś co interesowało nas najbardziej – Portugalski Stonehenge. Tuż za Evorą znajdziemy niezliczoną ilość megalitycznych budowli. Nam udało odwiedzić się dwa z nich.

Pierwszy z nich to Menhir Almendres. Ten potężny głaz o wysokości ok 3 metrów i wadze blisko 100 ton. Wiedzie do niego malownicza scieżka

Wieje rześki wiatr i aż trudno w to uwierzyć, że jest styczeń. Po krótkiej chwili dochodzimy do małej polany, na której środku stoi potężny menhir. Miejsce to wygląda magicznie. Stojąc tutaj i patrząc na głaz zdajemy sobie sprawę, że stoi on tutaj nieprzerwanie od 7 tysięcy lat. 

kilka kilometrów dalej na pobliskim wzgórzu znajduje się kromlech Almendres. Znajdziemy tam 95 potężnych głazów ustawionych w kamienne kręgi. Na kamieniach wyryto przedziwne wzory, choć trzeba nieco czasu aby je dostrzec. 

Cały teren porastają śliczne drzewa korkowe a plener jaki przed nami się prezentuje wygląda jak z bajki.

 

 

Późnym popołudniem mijamy granicę z Hiszpanią i kierujemy się ku Kordobie. Słońce powoli zachodziło za horyzontem kiedy minęliśmy granicę z Hiszpanią. 

 

Tuż przed 23:00 docieramy na miejsce. Nasz hotel Hotel Riad Arruzafa był strzałem w dziesiątkę. Jeżeli wybieracie się do Kordoby mogę polecić go z czystym sumieniem. 

 

Korodoba

Ranek przywitał nas pochmurną pogodą i zimnym wiatrem. Na zwiedzanie Kordoby wybraliśmy się z samego rana. Tuż przy starym mieście udało nam się odnaleźć płatny całodobowy parking i już po kilku chwilach raźnym krokiem zmierzaliśmy ku bramom starego miasta. 

Muzeum Julio Romero de Torres
Muzeum Julio Romero de Torres - dziedziniec
Styczeń w Kordobie
Kwiaty na jednym z miejskich klombów
Pałac Markizów Viana
Pałac Markizów Viana
Uliczna rzeźba
Poranek w Kordobie
Plaza de la Corredera
Rzymska świątynia
Elewacja Wielkiego Meczetu
Kolorowe elewacje i liczne sklepiki tak właśnie wygląda stare miasto w Kordobie
Juderia - Dawna dzielnica Żydowska, wpisana na listę UNESCO
Niezliczone uliczki, placyki i dziedzińce, zachęcają do spacerów o każdej porze roku.
Nad starym miastem dominuje wieża katedry, która 'wyrasta' z wnętrza meczetu.
Brama wiodąca kiedyś na słynny rzymski most, znany również jako most do Volantis w serialu HBO - Gra o Tron.
Styczeń to miesiąc w którym drzewa cytrusowe uginają się pod ciężarem owoców, wytchnienie od polskiej zimy!

Stoimy w centrum starego miasta i staramy się wyobrazić jak to miejsce wyglądało tysiąc lat temu. Dlaczego akurat wtedy?

Jest X wiek naszej ery, Kordoba rozkwita stając się największym i najzamożniejszym miastem Europy. Kiedy ulicami Londynu spacerowało 25 tysięcy mieszkańców, Kordoba liczyła ich w tym czasie ponad pół miliona. Miasto wspierane przez Kalifów dysponowało największą biblioteką ówczesnej Europy, w której liczba woluminów przekraczała 400 tysięcy. W mieście tym kwitła filozofia, medycyna i literatura. Znajdowało się tutaj ponad 50 szpitali oraz 60 tysięcy sklepów. Ulice miasta były wybrukowane oraz oświetlone, co więcej miasto posiadało również sieć kanalizacyjną. W sercu tej ogromnej metropolii stał największy, wówczas, meczet do którego właśnie zmierzamy.

Na miejscu jesteśmy około godziny 11:00 i okazuje się, że meczet właśnie będzie zamykany, a jego otwarcie nastąpi o godzinie 15:00. Decydujemy się zatem na zakup biletów na godzinę 15:00 i niespiesznym krokiem ruszamy w kierunku Mostu Rzymskiego wybudowanego na rzece Gwadalkiwir. Jego pierwsza konstrukcja wzniesiona została przez Rzymian w I w n.e. Od strony miasta widoczna jest Brama Mostowa, a po jego przeciwnej stronie wznosi się wieża strażnicza – Torre de Calahorra. Na most wracać będziemy późnym popołudniem i na jego drugim brzegu odkryjemy lokalny festyn, pełny kolorowych straganów, tańczących aktorów i świetnego jedzenia!

Po krótkim spacerze po moście, zmierzamy w kierunku Plaza del Porto.Ten niewielki placyk wygląda niepozornie. Na jego środku stoi fontanna, a otaczające go kamieniczki nie wyróżniają się na pierwszy rzut oka niczym szczególnym. 

Jednak ten plac nie jest tak do końca zwyczajnym miejscem. W jednej z kamienic znajdował się bowiem zajazd “Pod Źrebakiem” czyli Posada del Porto, a w zajeździe tym przebywał nie kto inny jak Miguel de Cervantes, piszący w jej murach fragment swojej słynnej książki poświęconej Don Kichotowi z La Manchy, zwanym również „Rycerzem Smętnego Oblicza”. Co ciekawe gospoda ta niewiele zmieniła się od czasów swojego powstania. Obecnie w budynku mieści się Centrum Flamenco. 

W jednej z bram placu (wchodząc na plac tuż po prawej stronie) mieści się muzeum słynnego andaluzyjskiego malarza Julio Romero de Torres. Nawet jeżeli nie jesteśmy zainteresowani jego ciekawą twórczością, warto wejść przez bramę na znajdujący się przed muzeum mały dziedziniec. Miejsce to jest prześliczne. Obsadzone pięknie przystrzyżonymi drzewami pomarańczowymi, pomiędzy biegną bogato dekorowane, brukowane ścieżki, jest na prawdę miejscem godnym odwiedzenia.

Naszym kolejnym punktem jest Plaza de la Corredera. Plac otoczony dostojnymi kamienicami przypomina mi nieco pomniejszoną wersję placu św. Marka. Co ciekawe plac ten pełni swoją funkcję od ponad dwóch tysięcy lat, kiedy to w miejscu tym stał ogromny cyrk, na którym odbywały się zawody rydwanów. Plac ten ma również do opowiedzenia inne nieco bardziej mroczne historie. Był on bowiem miejscem, gdzie w czasach inkwizycji odbywały się publiczne egzekucje. 

 

Zmierzamy dalej w kierunku ratusza, tam właśnie znajdziemy pozostałości po rzymskiej świątyni. Na tych terenach Imperium Rzymskie rozkwitało przez ponad 500 lat. W połowie I wieku świątynia ta została wzniesiona ku czci cesarza Augusta. Oryginalnymi elementami świątyni są niestety tylko fragmenty ołtarza oraz potężna platforma, na której wznosiła się świątynia. Kolumny, które możemy podziwiać obecnie zostały wykonane w XX w. 

Tuż obok znajdujemy kościół San Pablo, Córdoba. Zaciekawia nas bogato rzeźbiona brama i postanawiamy wejść do jego środka. Kościół ma barokowe elementy wykonane z marmuru pochodzącego z początków XVI wieku. Jego wnętrze składa się z trzech naw bocznych przedzielonych filarami. Rozglądamy się przez chwilę i ruszamy dalej

 

W końcu docieramy do Pałacu Markizów Viana. Pałac ten należał początkowo do jednej z zamożnych rodzin kordobańskich, lecz sławę przyniosła mu jednak arystokratyczna rodzina markizów Viana, dla których stał się on rodzinną rezydencją. Jego najstarszą część wzniesiono w XIV wieku a w kolejnych wiekach budynek został rozbudowany osiągając dzisiejsze rozmiary. Budynek a raczej to co skrywa on w swoim wnętrzu sprawia, że miejsce to jest wyjątkowe. 

Budynek ten skrywa dwadzieścia wspaniałych dziedzińców, które obsadzone zostały przepięknymi roślinami. Wnętrza budynków również prezentują się cudnie, choć niestety nie możemy w nich wykonywać zdjęć. 

Tuż po czternastej wychodzimy z budynku i kierujemy się z powrotem do meczetu. Po drodze mijamy Plaza de Capuchinos, którego nazwa pochodzi od znajdującego się tam kiedyś klasztoru kapucynów. 

Na placu znajdziemy przedziwny, pochodzący z XVIII wieku pomnik, na którym przedstawiono ukrzyżowanego Chrystusa. Co ciekawe, zamocowane są do niego ciekawe żeliwne latarnie. Całość wygląda dosyć niezwykle. 

Niedaleko Meczetu – Katedry znajduje się stara dzielnica żydowska – Judeira. Z prześlicznymi wąskimi, białymi uliczkami, pełnymi restauracji, ukwieconych zaułków i wąskich przejść. 

 

W końcu docieramy do Meczetu. Wchodzimy do środka i nasze szczęki opadają z głośnym hukiem na podłogę. Miejsce to robi piorunujące wrażenie. Przestrzeń, lekkość, i ciągnący się niemal w nieskończoność las kolumn. Wchodzimy powoli wchodząc coraz głębiej do środka. 

 

 

W roku 711 armia muzułmańska stanęła na ziemiach półwyspu Iberyjskiego. W miejscu w którym obecnie stoi Meczet – Katedra znajdował się wizygocki kościół. Jego pozostałości ( posadzki) możemy zobaczyć tuż przy wejściu. Znajdują się one kilka metrów poniżej poziomu posadzki i przykryte są taflą szkła. W 748 roku Maurowie okupili kościół a na jej miejscu wznieśli meczet. W X wieku, po wielokrotnych przebudowach  meczet stał się największym meczetem ówczesnego świata. 

W roku 1236 wojska chrześcijańskie wkroczyły do miasta przekształcając go w chrześcijańską świątynię. W wieku XVI nad budowlą zawisły czarne chmury. Zamiarem arcybiskupa Kordoby było zrównanie zabudowań starego meczetu z ziemią i wybudowanie w tym miejscu katedry. Na szczęście planom tym sprzeciwił się król Hiszpanii Karol V. Wyraził on jedynie zgodę na budowę chrześcijańskiej kaplicy wewnątrz zabudowań meczetu. 

Kiedy odwiedził to miejsce by ocenić prace budowlane, przytłoczyła go trywialność kaplicy, jak głosi legenda, wzburzony król krzyknął. Zburzyliście coś niepowtarzalnego a wznieśliście coś co można zobaczyć wszędzie. 

I tak też wnętrza jednego z najbardziej niepowtarzalnych miejsc na świecie przetrwały do naszych czasów a my stojąc w środku nie możemy nadziwić się kunsztowi dawnych budowniczych. 

C.D.N

Galeria

 

Przeczytaj kolejny post

W poszukiwaniu wiosny. Z Lizbony do Kordoby
W poszukiwaniu wiosny. Z Lizbony do Kordoby
luty 02, 2018  •  Ciekawe Miejsca / Hiszpania / Kordoba / Lizbona / Portugalia
Przeczytaj
W poszukiwaniu wiosny. Z Grenady do Sewilli
W poszukiwaniu wiosny. Z Grenady do Sewilli
marzec 03, 2018  •  Ciekawe Miejsca / Grenada / Hiszpania / Malaga
Przeczytaj
W poszukiwaniu wiosny. Z Sewilli do Lizbony
W poszukiwaniu wiosny. Z Sewilli do Lizbony
marzec 03, 2018  •  Ciekawe Miejsca / Hiszpania / Lizbona / Portugalia / Sevilla
Przeczytaj

Czekamy na Twój komentarz !

%d bloggers like this: