Droga przez Bałkany cz. 2. Kierunek Bułgaria

    Droga do Bułgarii

    Opuszczamy  Buzau z jego błotnymi wulkanami kierujemy się w kierunku autostrady Bukareszt – Konstanca.

    Autostrada Bukareszt - Konstanca

    Autostrada Bukareszt – Konstanca

    Po godzinie jazdy autostradą pokonujemy blisko 130 kilometrów, dzień wcześniej przejechanie takiej samej odległości zajęło nam kilka godzin. Niestety jeżeli chodzi o autostrady to Rumunia ma jeszcze sporo do zrobienia. Kilkanaście kilometrów przed zjazdem w kierunku Bułgarii zatrzymujemy się na stacji benzynowej na kawę i tankowanie. Zadowoleni wydajemy ostatnie rumuńskie leje i z uśmiechem na twarzy pędzimy dalej.

    Zjazd z autostrady znajduje się przed Konstancą, wcześniej jednak przejeżdżamy przez całkiem spory most nad Dunajem (i tutaj mała uwaga, przejazd przez most jest płatny. Opłatę wnosimy na bramkach bądź też na dowolnej stacji benzynowej, w teorii istnieje również możliwość opłaty SMS’e, niestety ta opcja nie działała).  Droga do granicy jest wąska i wiedzie głównie przez pola i biedniejsze rejony kraju. W końcu docieramy na miejsce.

    Granica

    Rumunia Most nad Dunajem

    Most nad Dunajem na autostradzie przed Konstancą

    Granica wygląda delikatnie mówiąc obskurnie. Kila bud pośród niczego, zardzewiałe pogięte barierki, farba odchodząca z budynków, wszystko to sprawia, że jak za sprawą magicznej różdżki przenoszę się do lat 80 i PRL’u w czystej postaci. Jak miało okazać się później takich teleportacji w przeszłość będzie w Bułgarii więcej. Po półgodzinnym oczekiwaniu na naszą kolej podjeżdżamy do kontroli paszportowej.

    Celnik od niechcenia każe otworzyć bagażnik, by mniej więcej w połowie jego otwierania, z odwróconą w stronę drugiego celnika głową, powiedzieć, że wszystko jest ok. Zamykam bagażnik i podchodzę do okienka oddając paszporty. Po drugiej stronie okienka na twarzy celnika pojawia się szeroki uśmiech. Patrzy w moją stronę i z rozbrajającym polskim mówi do mnie “Cześć jesteście z Polski?!” Uśmiecham się równie szeroko i mówię, “No cześć, z Polski” Celnik pyta o cel podróży a kiedy dowiaduje się, że mamy zamiar objechać całą Bułgarię wpada w euforię “Życzę wam udanych wakacji! Nie zapomnij kupić winietki o tutaj obok w okienku”. Całkiem sympatycznie.

    W okienku obok, u zdecydowanie bardziej smutnego pana, kupuję winietę, przyklejam ją na szybę i jedziemy dalej. Droga nie rozpieszcza. Szybko okazuje się, że można tutaj nie tylko stracić koła ale również wszystkie plomby w zębach. Tak dziurawych dróg jeszcze nie widziałem. Wjeżdżamy w krainę niekończących się pól słonecznikowych, pól lawendy oraz epokę wczesnego Gierka. 

    Drogi w Bułgarii są niepowtarzalne. Jeżeli znajdujemy się akurat w miejscu, gdzie można by spodziewać się spektakularnych widoków, to w 9 przypadkach na 10 możemy być pewni, że nie zobaczymy kompletnie nic. Droga będzie wyglądała jak zarośnięty do wysokości kilku metrów tunel o przekroju prostokąta, dzięki torującym, wśród gałęzi, drogę ciężarówkom. Tunel z idealnym kątem prostym na wysokości naczepy ciężarówki to w zasadzie typowa droga przez Bułgarię. Na szczęście kraj ten ma do zaoferowania znacznie więcej niż tylko jazdę. Jeżeli chodzi o historię to moim zdaniem jest jednym z najciekawszych w Europie, a wszystko to za sprawą Traków i ich praktycznie nieznanej cywilizacji.

    Pobiti Kamani

    Naszym pierwszym przystankiem jest niesamowite miejsce zwana Pobiti Kamani. Czym jest to miejsce? Otóż prawda jest taka, że tak na prawdę nie wie tego nikt. Na temat tego miejsca od niepamiętnych czasów krążyły rozmaite legendy. Mówiono o mieście gigantów, kolonii rozbitków z Atlantydy, prastarej cywilizacji, o skamieniałych drzewach, czy też o bardzo rzadkich procesach geologicznych. Oficjalnie przyjmuje się, że miejsce to zaczęło formować się ok 50 milionów lat temu na dnie morza i utworzyło się jako ‘wyciek paleo-węglowodorów’ na niespotykaną gdzie indziej na świecie skalę. Taki Bułgarski ewenement. Tak na prawię obecnie cały czas trwają pracę naukowe próbujące wyjaśnić genezę powstania tego miejsca. Miejscem tym zajmuje się Instytut oceanologii w Warny przy współudziale Laboratorium Geobiologicznego Uniwersytetu  Goettingen, Katolickiego Uniwersytetu Leuven oraz Uniwersytetu z Bolonii. Miejsce to pozostaje pod ochroną od 1937 roku. A jak wygląda Pobiti Kamani i dlaczego wywołuje tak wiele kontrowersji? Zobaczcie sami

    Teren jest dosyć rozległy, obejście go zajęło nam ponad godzinę. Przy prażącym słońcu i bez skrawka cienia, mamy lekko dosyć. Wsiadamy do samochodu i jedziemy na nocleg w miejscowości Balczik, położonej ok 5 km na północ od Albeny. Po kilkudziesięciu minutach znajdujemy się tuż przed Bałczikiem. Tutaj chciałem podzielić się z Wami naszym odkryciem a mianowicie restauracją Steak House Sylvia, położoną tuż przy wjeździe do Balczika od strony Warny. Restauracja jest genialna, nie jest tania jak na warunki Bułgarskie (ceny polskie), ale jedzenie jest po prostu genialne. Po niesamowitej kolacji meldujemy się u przesympatycznego właściciela pensjonatu Guest House Balchik. Sama miejscowość może nie zachwyca, ale widok z tarasu jest urzekający podobnie jak właściciele. 

    Warna i okolice

    Guest Hause Balchik

    Guest Hause Balchik

    Wstajemy wczesnym rankiem aby zaraz po śniadaniu udać się prosto do Warny. Drogi na wybrzeżu Bułgarskim nie są złe, więc po niecałej godzinie jesteśmy już w centrum miasta. Naszym celem jest Muzeum Archeologiczne w Warnie. Samo miasto, raczej nas nie zachwyca, przypomina trochę klimatem początek polskich lat 90-tych. Ale nie ma to dla nas większego znaczenia, ponieważ prawdziwe skarby, które chcemy odkryć znajdują się w muzeum archeologicznym. Budynek, wystrój, system pilnowania zwiedzających również lekko trąci minioną epoką ale eksponaty rzucają nas na kolana.

    Odnajdziemy tutaj artefakty cywilizacji o której wiele się w świecie nie mówi, oraz wspaniałe przedmioty, w tym najstarsze na świecie ozdoby wykonane ze złota, jakie do tej pory udało się odnaleźć. Odnaleziono je w latach 70-tych ubiegłego wieku w odkrytych w okolicy Warny grobowcach. Przedmioty te liczą sobie ponad 7 tysięcy lat. Oprócz biżuterii znajdziemy tutaj kamienne posągi datowane na ok 7-8 tys przed naszą erą, czy też pozostałości po znacznie młodszych cywilizacjach jak grecka czy rzymska. Na pierwszym piętrze muzeum znajduje się bardzo ciekawa kolekcja ikon.

    Muzeum niestety nie jest klimatyzowane więc zwiedzanie jest dosyć męczące. Miejsce to było jednak jednym z powodów dla, których odwiedziliśmy Bułgarię w tym roku i powiem szczerze nie zawiodło mnie. Jest to oczywiście bardzo subiektywne, bo nie każdy musi być fanem starożytnych cywilizacji, jeżeli jednak są to tematy, które Was interesują wizyta w tym miejscu to jest obowiązkowa. 

    Niedaleko muzeum, znajduje się śliczna cerkiew Cerkiew Paraskeva (Petka). Odkryta przez nas w zasadzie przez przypadek. Szukając miejsca do zaparkowania samochodu, przed wizytą w muzeum, znaleźliśmy je dopiero w tej okolicy. Jako, że muzeum archeologiczne nie przewiduje odwiedzania go przez turystów zmotoryzowanych, nie posiada ono w związku z tym własnego parkingu. Skądś to chyba jednak znamy. Cerkiew Petka wybudowana została w 1901 roku i jako jedna z niewielu ocalała wojenne zawieruchy i czasy komunistyczne. Jednak największą cerkwią Warny jest pochodzący z końca XIX w Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Miejsce to robi duże wrażenie, potężna budowla, bogato zdobione wnętrza pozwalają na chwilę zapomnieć o zgiełku toczącego się za jej murami życia. Przed cerkwią znajduje się mały park z licznymi ławkami oraz kramami wypełnionymi rękodziełem. 

    Warna - Plaża miejska

    Warna – Plaża miejska

    Będąc w Warnie nie można oczywiście nie zajrzeć na plażę. Wygląda ona bardzo ładnie. Złoty piasek, ciepłe morze, czy można chcieć czegoś więcej po całym dniu zwiedzania? Ma ona jeszcze jedną jak dla mnie największą zaletę, nie ma na niej parawanów 🙂

    Przylądek Kaliakara

    Monastyr Aładża

    Monastyr Aładża

    Warnę opuszczamy wczesny popołudniem kierując się w stronę Bałczika. Po drodze odwiedzamy jeszcze naskalny monastyr Aładża (bułg. Аладжа манастирpochodzący z początków XII wieku. Niestety z naskalnych zdobień i inskrypcji niewiele się zachowało, więc po krótkim zwiedzaniu jedziemy dalej. Naszym celem jest przylądek Kaliakara ten pas lądu, wcinający się Morze Czarne ma bardzo bogatą historię a jego walory obronne i wojskowe docenili już starożytni. Nawet obecnie znajduje się na nim baza wojskowa. Na miejsce dojeżdżamy tuż przed zachodem słońca.

    Przed wejściem na teren ruin starożytnej greckiej osady stoją, jak to w Bułgarii, kramy pełne rękodzieła. Za nimi wznosi się natomiast potężna brama prowadząca do ruin średniowiecznego miasta. Z miejscem tym związana jest również legenda dotycząca 40 Bułgarskich dziewic, które aby podczas najazdu Turków, wolały skoczyć ze skalistego brzegu niż oddać się w ich ręce i trafić do tureckiego haremu. Ku ich pamięci na wznosi się pomnik symbolizujący ich heroiczne poświęcenie. Nieco dalej tuż przy głównym parkingu odnajdziemy pomniku admirała Uszakowa, siedemnastowiecznego rosyjskiego dowódcy marynarki wojennej, która to odniosła w 1791 zwycięstwo nad Turkami niedaleko właśnie przylądka Kaliakra.

    Jeżeli ktoś miałby ochotę na kąpiel to niedaleko znajduje się również urokliwa Zatoka Bolata gdzie możemy odnaleźć nieco spokojniejszą i urokliwą plażę pełną złotego piasku. I teraz mała łyżeczka dziegciu. Miejsce to wygląda wspaniale, ale jest też małe ale. Na końcu cypla, na terenie wojskowym jak mniemam, postawiono kilka szpetnych wież telefonii komórkowej, żeby było tego mało linia zasilająca prowadzona jest na słupach energetycznych. Więc jeżeli liczycie na spektakularne ujęcia na szerokim kącie, zapomnijcie o tym. 

     

    Po zachodzie słońca wracamy na noc do Bałczika, a rankiem ruszamy na prażone słońcem południe. Droga prowadząca wybrzeżem Morza Czarnego mocno rozczarowywuje. Tam gdzie moglibyśmy spodziewać się wspaniałych widoków na morze, widzimy tylko zakurzoną plątaninę roślinności, nawet przedmieścia tak znanych kurortów jak Złote Piaski czy Słoneczny Brzeg sprawiają ponure wrażenie. Wąska i ciasna droga, przydrożne blaszane budy, w których mieszczą się małe sklepiki, a wszystko to spowite kurzem, to mniej więcej to co zobaczymy przez większą część drogi prowadzącej wzdłuż wybrzeża do autostrady. W końcu docieramy i tam mocno przyspieszając. Autostrada wije się pośród oblanych słońcem pól, w większości słonecznikowych. To nitka autostrady (A1) łączy się ok 15 km na zachód od miejscowości Stara Zagroda z drugą A4 łączącą Istambuł z Sofią. To w zasadzie jedyne autostrady w Bułgarii. Istnieje jeszcze kilka fragmentów autostrady A2 prowadzącej do Sofii oraz A3 w kierunku Salonik ale należy ją raczej rozpatrywać w kategorii epizodu. Fragment autostrady A2 odnajdziemy również w okolicy Warny.

    Mezek

    W południe docieramy do Mezek, położonego niedaleko granicy z Turcją. Temperatura przekracza 40 stopni i daje nam się to we znaki. Dojazd do grobowca jest słabo oznaczony, chwilę kluczymy po Mezek by w końcu dostrzec mały znak przy bocznej uliczce. Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce. Parking to nieco rozjeżdżonej trawy obok drogi. Zostawiamy samochód i udajemy się piechotą zgodnie ze znakami. Żar leje się z nieba, słychać cykanie cykad. Kolory blakną od mocnego słońca i nagle zaskoczenie. Płyty chodnikowe prowadzące do grobowca zostały pokryte malowidłami przez lokalnego artystę. Wygląda to fenomenalnie.

    Wkrótce docieramy do małej budki z biletami, łamanym angielskim, bułgarskim oraz przy użyciu rąk, sympatyczny pan wyjaśnia nam, że na ten bilet możemy odwiedzić również ruiny pobliskiej bizantyjskiej twierdzy, a grobowiec znajduje się zaraz za rogiem tylko prosi o zamykanie za sobą drzwi aby do środka nie dostały się zwierzęta np. węże. Jak miło. Dochodzimy do metalowych drzwi otwieramy je szeroko a z wnętrza wydobywa się przyjemny chłód i nieco mniej przyjemny zapach wilgoci. Wchodzimy do środka.

     

     

    Grobowiec sprawia niesamowite wrażenie, rozglądam się wokół. Przed nami długi korytarz, na którego ścianach umieszczono trójwymiarowe hologramy przedstawiające artefakty znalezione w grobowcu. Bardzo fajny sposób prezentacji, oglądamy kolejne znaleziska bo w końcu dotrzeć do komory grobowej. Miejsce to wybudowano na planie koła i przekryto kamienną strukturą. Jestem pod wrażeniem tego w jaki sposób mistrzowie obróbki kamieniarskiej potrafili dociąć kolejne pasujące do siebie kamienie. Połączenia są wprost idealne i nawet dzisiaj po paru tysiącach lat nie jesteśmy w stanie wcisnąć pomiędzy nie nawet ostrza żyletki. Samo sklepienie również jest perfekcyjne, kolejne warstwy koliście ułożonych głazów wydają się lewitować nad naszymi głowami. W grobowcu spędzamy kilkanaście minut. Nikomu nie spieszy się z wyjściem do ‘piekarnika’. Ale kolejne atrakcje czekają. 

    Po wyjściu z grobowca naszym celem jest bizantyjska twierdza. Znajduje się ona po drugiej stronie miasteczka, jakieś kilkanaście minut drogi z parkingu. Szybko docieramy na miejsce ale nie spędzamy tutaj zbyt wiele czasu. Teren jest otwarty bez najmniejszego choćby skrawka cienia. Sama twierdza wygląda imponująco i wprost zachęca do zwiedzania, nam niestety musi wystarczyć krótki spacer. Naszym kolejnym celem są południowe Rodopy. Rejon rozpościerający się wokół miasta Kyrdżali. Według mnie to jeden z najciekawszych rejonów Bułgarii i jak ma się okazać najbardziej tajemniczy. 

    Na miejsce docieramy późnym popołudniem, zatrzymujemy się na parkingu oprócz nas stoi tutaj kilka samochodów. Na obrzeżu rozstawiono kolorowe kramy, z biżuterią, minerałami, przewodnikami, mapami oraz wszelkiego rodzaju pamiątkami, mniej lub bardziej związanymi z Bułgarią. Upał niestety nie odpuszcza ale będąc tutaj, zamierzam zwiedzić to miejsce na tyle dokładnie na ile to możliwe. Miejsce to było kolejnym powodem odwiedzenia przez nas Bułgarii. Przed nami Perperikon!

    Perperikon

    Perperikon to oficjalnie kompleks Trackich budowli, miejsce gdzie wyrocznia przepowiedziała Aleksnadrowi Wielkiemu podbój świata i jeden z bardziej tajemniczych punktów na mapie Bułgarii, ale w tym rejonie to niemal standard. Perperikon to miejsce, które sprawia wrażenie bardzo starego, a budowle wzniesione przez Traków wydają się spoczywać na megalitycznych podwalinach. Tutaj nie jeden kamień mógłby powiedzieć historię, która mogłaby wywrócić znaną historię do góry nogami. Przed zwiedzeniem tego kompleksu warto zaopatrzyć się w mapę. Miejsce to jest rozległe i powinniśmy przeznaczyć na jego zwiedzanie co najmniej 1,5 godziny. Ruiny twierdzy znajdują się na szczycie wzgórza a podejście jest dosyć strome, temperatura spada do 38 stopni ale jakoś nie robi się wiele chłodniej. Po ok 20 minutach docieramy na szczyt. Widok jest imponujący. Potężne bloki skalne robią piorunujące wrażenie i co najważniejsze wieje wiatr!

    Perperikon zrobił na mnie piorunujące wrażenie, a takich miejsc jest w tym regionie sporo. Ale nie tylko historia sprawia, że ten region należy moim zdaniem do wyjątkowych.

    Skalne Grzyby

    Przyroda w Bułgarii potrafi zachwycić. Tutaj możemy odnaleźć miejsca jak żywcem wyjęte z amerykańskiego południowego zachodu. Jednym z takich miejsc jest rejon położony w okolicy miasta Kyrżali. Odnaleźć tutaj możemy łuki skalne, skamieniały las a także formacje przypominające wielkie kolorowe grzyby.

    Formacje te znajdują się kilka kilometrów na północ od małej miejscowości Beli Plast. Nie znajdziemy do nich żadnych drogowskazów. Aby tam dojechać należy kierować się na tę właśnie miejscowość. Skalne Grzyby odnajdziemy tuż przy drodze i nie sposób ich nie zauważyć.

    Sama miejscowość Kyrżali położona jest nad jeziorem u podnóża gór. Jezioro jest całkiem przyjemne, prowadzi do niego wąska droga. Na jej końcu znajdziemy dwie restauracje, mocno oblegane w sezonie wakacyjny, Serwują one dania ze świeżych ryb ale nie tylko. Dania są bardzo smaczne a ceny przystępne. Niestey okolice jeziora nie należą do najlepiej utrzymanych pod względem turystycznym. Samo miasto również nie jest zbyt ciekawe. Na szczęście tuż za miastem jadąc w kierunku jeziora możemy odnaleźć bardzo fajną bazę hotelową kompletnie nie przystającą do otaczającej nas rzeczywistości Kyrżali. 

    My zatrzymaliśmy się w rodzinnym hoteliku Family Hotel Friends Villa, który mogę polecić z całego serca. Hotelik jest świetny, posiada mały basen, co przy temperaturach przekraczających 40 stopni stanowiło nie lada atrakcję. Miejsce jest bardzo zadbane i czyste, a położone przy jeziorze restauracje znajdują się kiladziesiąt metrów dalej. 

    Plany związane z tym rejonem mieliśmy na prawdę mocno rozbudowane niestety przy tej ilości ciekawych miejsc i ograniczonym czasie wybór nigdy nie jest łatwy. My następnego dnia postanowiliśmy odwiedzić jeden z ciekawszych monastyrów w Bułgarii. Monastyr Baczkowski

    Monastyr Baczkowski

    Ten położony nieco na uboczu na południe od Płowdiw monastyr jest prawdziwą perełką Bułgarii. Nie jest może aż tak znany jak Moanstyr Rylski ale moim zdaniem znacznie bardziej ciekawy. 

     

    Monastyr Baczkowski - Refektarz

     

    Monastyr ten to bliski tysiąc lat historii tego regionu. Założony został w 1083 roku przez braci Grigorija i Abazija Bakuriani, dwóch Gruzinów, służących w armii Bizancjum. Zniszczony w XVI wieku przez Turków został odrestaurowany w wieku XVII. Monastyr ten jest drugim co do wielkości w Bułgarii. Jedną z ciekawszych budowli należącą do kompleksu klasztornego jest budynek refektarza, w którym znajdziemy niesamowity kamienny stół z XVII wieku oraz przepiękne malowidła. Na jego zewnętrznej ścianie znajdziemy największe tego typu malowidło w Bułgarii, stworzone w 1876 roku przez Aleksieja Atanasowa, a przedstawiające procesję z ikoną Matki Boskiej. Najstarszym natomiast budynkiem jest Ossaurium, które zostało wzniesione w XI wieku. 

    Dolina Królów Trackich

    Wjeżdżamy w północną część kraju niedaleko miasta Kazanłyk znajduje się niesamowite miejsce, w którym możemy odnaleźć kilkanaście grobowców Trackich. Czy były one wykonane przez Traków, czy są znacznie starsze a jedynie zaadoptowane na cele grobowe tego nie wiemy. 

    Rejon ten przez tysiąclecia zamieszkiwany był przez Traków (4 tyś. p.n.e. do III w. n.e.). W rejonie tym znajdowało się kiedyś potężne trackie miasto Seuthopolis obecnie zalane w większej części sztucznym zbiornikiem wodnym. Prace archeologiczne prowadzone były w tym rejonie już w XIX w ale dopiero w 2005 roku odsłonięta została znaczna część grobowców. Obecnie dostępnych do zwiedzania jest około 14 grobowców. W zasadzie każdy z nich jest nieco inny.

    Nam udało się zwiedzić trzy z czego jeden Goliama Kosmatka zrobił na nas największe wrażenie. Sposób wykonania tych grobowców jest niesamowity.Grobowiec Ostrusza wykonany został na przykład z jednego potężnego bloku litej skały ważącego ok 60 ton. Nie znajdziemy na nim śladów po narzędziach, a jego powierzchnia jest idealnie gładka. Patrząc na niego łatwiej było by mi uwierzyć, że wykonany został współcześnie przy użyciu nowoczesnych narzędzi niż tysiące lat temu. Goliama Kosmatka to zupełnie inna historia. Tutaj precyzja wykonania ścian i sklepień jest wprost niemożliwa. Zresztą zobaczcie sami.

    Grobowce ukryte są pod grubą warstwą ziemi, z daleka wyglądając jak małe pagórki. Co roku odkrywane są nowe, szacuje się, że w całej Bułgarii znajduje się ponad 10 tysięcy grobowców. Misterna robota z jaką zostały wykonane złote ozdoby oraz maski pośmiertne może spokojnie rywalizować z tą ze Starożytnej Grecji. Warto przy okazji wspomnieć, że kolekcja związana z Trakami wystawiana była w wielu muzeach, w 2005 roku zaprezentowana została po raz pierwszy w Paryskim Louvr’e, odwiedzała również Stany Zjednoczone. Żałuję, że nie mamy więcej czasu by zwiedzić jeszcze kilka grobowców, ale wiem na pewno, że miejsce to podobnie jak południowe Rodopy trafiają na sam początek naszej ‘listy rzeczy do zobaczenia’.

    Belogradczik

    Tymczasem robi się coraz później a przed nami jeszcze sporo drogi. Przed nocą musimy dotrzeć do miejscowości Belogradczik położonej w północno-wschodniej Bułgarii przy granicy z Serbią. Droga na szczęście jest prawie pusta, od czasu do czasu pojawiają się jakieś samochody więc na miejsce udaje nam się dotrzeć przed zachodem słońca. Naszym celem jest forteca, niestety już zamknięta. Na szczęście to nie jedyna atrakcja tego regionu. Choć jest już późno, to patrząc na niesamowitą scenerię otaczających nas czerwono-brązowych skał decydujemy się wspiąć na szczyt jednej z nich. 

     

     

    Przed zachodem słońca docieramy na miejsce noclegu. Bułgaria potrafi zaskakiwać, miejsce to było jednym z najfajniejszych w jakim do tej pory udało nam się mieszkać podczas podróży. Jeżeli kiedykolwiek będziecie przejeżdżać przez Serbię w drodze do Bułgarii to gorąco polecam nocleg właśnie tutaj? Dlaczego, otóż w cenie pokoju hotelowego otrzymujemy do dyspozycji niesamowite gospodarstwo urządzone po prostu bajkowo. Na prawdę mało jest tak klimatycznych miejsc jak to. A najlepszą niespodzianką było jacuzzi pod gwiazdami, z widokiem na ogromną czerwoną skałę stanowiącą granicę posesji. Jak dla mnie bajka. Przed Państwem Villa Kada

     

    Rankiem udajemy się w kierunku kolejnego niesamowitego miejsca w Bułgarii Jaskini Magura. Droga wije się pomiędzy kolorowymi skałami i porastającymi ją lasami. Mam wrażenie, że własnie trafiłem na wyżynę Kolorado. Teren przypomina park Garden of Gods w Colorado Springs, bądź też tereny należące do Colorado National Monument. Jest po prostu pięknie. Intensywnie niebieskie niebo, czerwono-brązowe skały, pachnący żywicą sosnowy las i cisza. Nie licząc pojedynczych samochodów, które mijają nas od czasu do czasu jesteśmy tutaj praktycznie sami. Jak na początek sezonu turystycznego, brzmi nieźle. 

    Jaskinia Magura 

    Docieramy powoli do Jaskini Magura. To jedno z nielicznych, jeżeli nie jedyne, miejsce w tej części Europy, gdzie możemy podziwiać naskalne rysunki wykonane tysiące lat temu. Rysunki te odbiegają znacznie od tych, które możemy oglądać np. w jaskiniach francuskich. Tutaj odnajdziemy przedziwne znaki, symbole i kształty. 

    Samochód zostawiamy na pobliskim parkingu, do jaskini prowadzi malownicza ścieżka. Po kilku minutach odnajdujemy kasę biletową. Jaskinię możemy zwiedzać w dwóch opcjach. Pierwsza to zwiedzanie części jaskini w której znajdują się naskalne rysunki. W opcji drugiej możemy zwiedzić pozostałą część jaskini, niestety w takim wypadku wyjdziemy z drugiej strony wzgórza z której będziemy musieli dotrzeć do parkingu pokonując ok 2 kilometry. Nie jest to może duża odległość ale przy temperaturach letnich często przekraczających 35 stopni, może to być małym wyzwaniem. 

    Samo wejście do jaskini wygląda nieźle. Przed nami otwiera się ogromna przestrzeń pieczary a schodzące w dół schody wydają się nie mieć końca. Schody są bardzo śliskie, schodzimy więc ostrożnie, docierając na sam dół. Mijamy kolejne sale, by w końcu przechodząc przez wąski przesmyk dotrzeć do pierwszych rysunków, ale to dopiero początek, bo przed nami pojawia się prawdziwa. Ostatnia sala rozkłada nas na łopatki. Przedziwne symbole i znaki są praktycznie wszędzie, największe ich skupisko zwane kalendarzem znajduje się wprost przed nami. Zobaczcie zresztą sami!

     

     

    Zwiedzenie jaskini zajmuje nam około godziny, ale to nie wyszystkie atrakcje tego regionu.

    Forteca Bełogradczik

    Naszym kolejnym punktem jest forteca Bełogradczik, którą mieliśmy nadzieję zwiedzić dzień wcześniej. Po mniej więcej pół godzinie docieramy na miejsce. Twierdza wygląda imponująco. Otoczona skałami stanowiącymi naturalne mury obronne teren docenili już Rzymianie. To oni właśnie zbudowali pierwszą fortecę. Miejsce to rozbudowywane było przez kolejne stulecia by swój ostateczny kształt osiągnąć w XIX wieku. 

    Miejsce to robi bardzo duże wrażenie i będąc w okolicy warto poświęcić godzinę lub dwie na jego odwiedzenie.

    My jednak kierujemy się już na południe w kierunku Grecji. Po kilku niecałych dwóch godzinach jazdy mijamy Sofię i korzystamy z fragmentów autostrady prowadzącej na południe Bułgarii. Około godziny 16-tej docieramy do największego monastyru Bułgarii, Monastyru Rylskiego.

    Monastyr Rylski

    Klasztor założony został w XIV na miejscu pustelni Iwana z Riły, jednakże swój obecny kształt monastyr zawdzięcza przebudowie, która miała miejsce w XIX w. Miejsce to dla Bułgarów jest symbolem oporu przeciwko władzy Imperium Otomańskiego oraz stanowi symbol odrodzenia narodowego. Zarówno wnętrze jak i cały teren klasztoru robią bardzo duże wrażenie. Bogate zdobienia, charakterystyczne łuki, kopuły znakomicie podkreślają znaczenie tego miejsca. Będąc na miejscu warto również zwrócić uwagę na pochodzącą z 1355 roku obronną basztę. Ta 23 metrowa konstrukcja doskonale komponuje się z otaczającą architekturą i pozwalając nam wyobrazić sobie początki tego miejsca. Zwiedzenie klasztoru zajmuje nam około godziny i tutaj właśnie żegnamy się z Bułgarią. Przed nami ostatnia prosta przed Salonikami. 

     

    Droga mija spokojnie, znajdziemy przy niej wiele restauracji i miejsc postojowych. Warto również zatankować tutaj bak do pełna, ponieważ Bułgaria rozpieszcza nas tanim paliwem, co już wkrótce ma się zmienić. Przed wieczorem docieramy do granicy z Grecją, krótkie pytanie celnika skąd jesteśmy po co jedziemy, machnięcie ręką i po kilku minutach znajdujemy się już w Grecji. 

    Jeżeli jesteście ciekawi naszych przygód na helleńskiej ziemi zapraszamy do dalszej części naszych przygód!

     

    Poprzedni post – Rumunia
    Następny post – Grecja

     

     

     

    Czekamy na Twój komentarz !

    %d bloggers like this: