Przed nami Grecja ze swoją historią tradycją i pięknem przyrody. Nasza trasa wiedzie różnymi zakątkami, poprzez miejsca, gdzie nie docierają zorganizowane wycieczki oraz te oczywiste, choć za każdym razem odkrywane na nowo. Przed nami świat mitycznych bohaterów, mitów i legend, gdzie prawie każdy kamień ma do opowiedzenie swoją własną historię.
Saloniki
Do miasta wjeżdżamy późnym wieczorem, ruch gęstnieje z każdą chwilą, a kilka pasów autostrady wygląda jak morze falujących świateł. Pomiędzy samochodami, pojawiając się znikąd, przejeżdżają skutery. Wjeżdżamy główną ulicą w centrum Salonik. Cała ulica wygląda jak jeden wielki plac budowy. Po chwili docieramy w okolice naszego hotelu. Przez chwilę nie możemy skręcić w lewo z powodu kolejnych robót drogowych blokujących przejazd na drugą stronę ulicy. W końcu udaje się, zataczamy małe koło przez wąskie uliczki docieramy pod hotel. Zaparkowane na bocznych ulicach samochody praktycznie stykają się zderzakami. Całe szczęście nasz hotel ma własny parking, bez tego moglibyśmy spokojnie spędzić pół nocy objeżdżając okolicę, w poszukiwaniu miejsca parkingowego.
Po całodziennej jeździe połączonej ze zwiedzaniem ledwo stoimy na nogach. Szybki meldunek i jak w transie kierujemy się do naszego pokoju, myśląc tylko o śnie. Pokoje wyglądają średnio, jak gdyby ostatni remont prawdopodobnie przypadał na lata osiemdziesiąte, na szczęście hotel ma jedną zaletę jest blisko miejsc, które chcemy jutro odwiedzić. Rankiem, całkiem niezłe śniadanie rekompensuje wrażenia związane z pokojem. Nie tracąc zbyt wiele czasu wychodzimy na ulicę. Tutaj uderza w nas fala upału. Od kilku dni temperatura przekracza 35 stopni. Ruszamy przed siebie.
Tłum ludzi na ulicy, sunące powoli samochody, klaksony, ciągnące się kilometrami prace remontowe wzdłuż głównej arterii miasta, kolory, głosy ludzi, falujące markizy nad balkonami lekko podniszczonych budynków i wyłaniające się za każdym rogiem antyczne budowle, pamiętające chyba wszystkie możliwe okresy począwszy od czasów Macedońskich. Zapach świeżo parzonej kawy, świeżego pieczywa, trzask metalowych żaluzji otwieranych na witrynach sklepowych, turyści mieszkańcy, tłum. Tak właśnie wyglądają poranek w centrum Salonik.
Wzdłuż głównej ulicy ciągnie się potężny wykop mający lekko licząc 10 metrów głębokości, na jego spodzie jak w jaskini pracują robotnicy i ekipy archeologów. Wytężam wzrok i dostrzegam stare kamienne płyty będące częścią, znajdującej się tutaj kiedyś, antycznej drogi. Gdzieniegdzie dostrzegam ocalałe kolumny, a tuż obok potężne żelbetowe filary na których opiera się część obecnej ulicy. Ponad wykopem, jak gdyby nigdy nic toczy się codzienne życie, kolejne fale samochodów napływają i odpływają po kolejnych zmianach świateł. Zastanawiam się czy za tysiąc lat, również ta ulica spocznie pod kilkumetrową warstwą historii.
Ruszamy dalej, naszym celem jest Muzeum Archeologiczne ale po drodze chcemy również odwiedzić wizytówkę miasta czyli Białą wieże. Po kilkunastu minutach docieramy na miejsce. Wieża stoi tutaj majestatycznie od czasów Sulejmana Wspaniałego. Obecnie mieści się w nim Muzeum Bizantyjskie. Wieża góruje nad okoliczną zabudową a jej biały kolor wspaniale kontrastuje z ciemnym błękitem morza od którego dociera do nas przyjemna bryza.
W końcu docieramy do muzeum. Jest ono całkiem spore i mieści niesamowite eksponaty związane głównie ze starożytną Macedonią ale nie tylko. Znajdziemy w nim eksponaty pochodzące nawet z wczesnego neolitu. W muzeum odnajdziemy skarby odkryte w grobowcach królów macedońskich w tym w grobowcu Filipa II, ojca Aleksandra Macedońskiego.
Grobowiec Filipa II
Wracając do Filipa II, jego grobowiec znajduje się niedaleko Salonik, tam też właśnie kierujemy się po zwiedzeniu muzeum. Grobowce królewskie zanjdują się nieco na uboczu. Dojeżdżamy do miejscowości Vergina. Po krótkim kluczeniu, centrum miasteczka jest zamknięte dla ruchu, udaje nam się odnaleźć parking. Samochód zostawiamy pod jednym z nielicznych drzew i udajemy się w kierunku grobowców. Na szczęście miejsce to jest dobrze oznaczone i praktycznie na każdej ulicy znajdziemy strzałki, pokazujące nam w którym kierunku powinniśmy się udać.
Jest gorąco a nawet bardzo gorąco. Powietrze wydaje się drgać przed naszymi oczami a zewsząd dobiega głośne cykanie cykad. Wchodzimy na teren muzeum, zaraz przy wejściu znajduje się kasa biletowa, a za nią na otwartej przestrzeni wznosi się potężny, porośnięty trawą kopiec. Do jego wnętrza prowadzi długa, wcinająca się w niego aleja.
Wewnątrz grobowca panuje przyjemny chłód. Na wskroś nowoczesne muzeum prezentuje się na prawdę wspaniale. Jedyny mankament to zakaz robienia zdjęć. I możemy być pewni, że będzie to przestrzegana w sposób rygorystyczny. Skąd mamy o tym wiedzieć? Otóż, tuż przy wejściu do wnętrza muzeum znajduje się maleńka informacja o muzeum, a gdzieś na niej maleńki symbol przekreślonego aparatu, którego niestety nie zauważyłem.
Zauroczony wspaniałą wystawą już przymierzałem się do strzelenia fotki kiedy przeszył mnie krzyk, średnio sympatycznej pani zajmującej się ochroną muzeum. Skamieniałem na miejscu, ale co zrobić takie panują w tym muzeum zasady. Na szczęście eksponaty znajdujące się w muzeum możemy podziwiać również na stronie internetowej muzeum
W muzeum znajdziemy wiele wspaniałych przedmiotów pochodzących z odkrytych grobowców. Na mnie największe wrażenie zrobiła zbroja należąca do ojca Aleksandra Macedońskiego – Filipa II, znajduje się ona w centralnej części obiektu. W muzeum odnajdziemy również wspaniałe wyroby ze złota oraz drogocennych kamieni, w tym złotą skrzynię skrywającą szczątki Filipa II. To co przykuwa naszą uwagę, to same grobowce. Muzeum skrywa bowiem wejścia do krypt królewskich, schodząc po kilkunastu stopniach stajemy twarzą w twarz z pradawnym wejściem prowadzącym w głąb grobowiec. Potężne zdobione kamienne drzwi strzegą dostępu do tego miejsca. Muzeum robi na prawdę duże wrażenie i będąc w okolicy warto poświęcić chwilę na jego odwiedzenie.
Przed nami jednak jeszcze jedna atrakcja Grecji. Wspaniałe klasztory i cuda przyrody – Meteory. Właśnie tam mamy zamiar spędzić noc.
Meteory
Na miejsce dojeżdżamy późnym popołudniem. Nie wiem ile razy musieli byśmy wjeżdżać do Kalambaki aby sceneria, którą tam znajdujemy, przestała robić na nas wrażenie. Potężne formacje skalne o niemal pionowych ścianach ciasno otaczają Kalambakę i pobliskie Kastraki, rzucając długie cienie w świetle popołudniowego słońca. Wrażenie jest piorunujące. Wijąca się jak nitka droga owija się w okół potężnych skał prowadząc nas do hotelu.
Nasz hotelik to kolejne wakacyjne odkrycie. Jeżeli będziecie kiedyś mieli zamiar odwiedzić Meteory, polecamy gorąco to miejsce. Rodzinny hotelik nazywa się Dellas Boutique Hotel i jest po prostu świetny.
Już podczas szybkiej rejestracji w hotelu otrzymujemy komplet informacji o Meteorach. Mapy, godziny otwarć, wskazówki dotyczące miejsc widokowych. Jesteśmy zauroczeni. Wyposażeni w komplet informacji pędzimy co sił do samochodu aby zdążyć wjechać na szczyt przed zachodem słońca. Po chwili wspinamy się krętą drogą prowadzącą w szczytowe partie skał. Przy jednym z zakrętów odnajdujemy mały parking, tam zostawiamy samochód, by po krótkim spacerze, dotrzeć na czubek jednej ze skał.Widok zapiera dech w piersiach! Zresztą zobaczcie sami!
Rankiem po pysznym śniadaniu, nie tracąc czasu udajemy się w kierunku klasztorów. Godziny otwarcia poszczególnych klasztorów są różne i niestety ten, na którym najbardziej nam zależało czyli Wielka Meteora jest zamknięty. Wybieramy się zatem do monasteru Barlaam (Varlaam), trzeciego pod względem wielkości. Swoją nazwę zawdzięcza imieniu pustelnika, który wybudował w tym miejscu, na początku XIV wieku pierwszą kaplicę. Obecne zabudowania powstały w połowie XVI wieku. Klasztor wybudowano w stylu klasztorów góry Athos, na planie koniczyny z narteksem i apsydą. Całość prezentuje się na prawdę imponująco.
Zwiedzając klasztor warto zwrócić uwagę na wybudowaną w 1627 roku kaplicę Trzech Hierarchów, w której odnaleźć można wspaniałe freski oraz bardzo ciekawe muzeum przyklasztorne.
Termopile
Przed nami droga do Aten, ale zanim tam dojedziemy, mamy w planie wizytę w kilku ciekawych miejscach. Pierwszym z nich to Delfy, ale zanim tam dotrzemy robimy jeszcze jeden przystanek – Termopile. Wąwóz Termopile widoczny jest z drogi. Strzeliste góry przylegają do siebie tak ciasno, że patrząc z daleka trudno dostrzec pomiędzy nimi jakąkolwiek wolną przestrzeń. A jednak wąwóz wciąż tam jest, pamiętając wyczyn dzielnego Leonidasa i jego kompanów.
O wydarzeniach tych przypomina nam majestatyczny pomnik. Niestety oprócz pomnika nie ma tutaj zbyt wiele do zwiedzania. Kolejne autobusy zatrzymują się, wylewając z siebie falę turystów, kilka błysków, zmiana warty, kolejna sesja, powrót. Następny autobus. I tak dzielny Leonidas stał się ikoną podróżniczej popkultury.
Delfy
Droga wspina się coraz wyżej stając się również coraz bardziej krętą. Kilkadziesiąt minut temu zjechaliśmy z autostrady aby dotrzeć do Delf. Widoki są przecudne. Góry, porośnięte iglastym lasem, gdzieniegdzie przerzedzone, oświetlone ciepłym popołudniowym słońcem, a nad nimi ciemnogranatowe niebo. Na miejsce docieramy około 17, odjeżdżają ostatnie autobusy, a na miejscu krzątają się jeszcze pojedyncze grupy turystów. Właściwie to świetna pora, żeby zwiedzić Delfy. Na tym odkrytym terenie w południe, w czasie kiedy potok turystów zalewa ruiny, zwiedzanie może być męczarnią. Teraz przy ciepłym wietrze i lekkim cieniu opadającego powoli ku zachodowi słońcu zwiedzanie to prawdziwa przyjemność. Miejsce to jest prawie tylko dla nas.
To dobra pora do zwiedzania również z innego względu. Wejście do górnej i dolnej części wykopalisk znajduje się bezpośrednio przy drodze. Nie znajdziemy tutaj parkingu a jedynie nieco miejsca na poboczu. W szczycie sezonu, w środku dnia, zaparkowanie tutaj może być nie lada wyzwaniem.Teraz parkujemy bezpośrednio przy wejściu i to rozumiem!
Dojście na szczyt wzniesienia, gdzie znajduje się stadion zajmuje dobrą godzinę. Ale warto. To miejsce jest unikalne pod każdym względem. Mity, legendy, historia to wszytsko miesza się tutaj tak doskonale, ze czasem trudno zgadnąć, gdzie kończy się historia a zaczyna baśń.
Co wiemy na temat tego miejsca? Starożytni Grecy uważali go za centrum świata. Miejsce, w którym po obleceniu ziemi, spotkały się mityczne orły wypuszczone przez Zeusa. Gdzie oznaczono to miejsce jako pępek świata – Omfalos (gr. omphalós – pępek) a symbolizował to kamień umieszczony w Delfickiej świątyni Apolla. To tutaj, przy Świętej Drodze, prowadzącej do świątyni Apollina, u stóp skały Sybilli wieszczka Pytia przepowiadała losy żyjącym, odurzając się wodą ze studni Kassotis. Tutaj właśnie król Lidii Krezus, przed wypowiedzeniem wojny Persji, usłyszał przepowiednię. ‘Rozpocznij wojnę a upadnie wielkie imperium’. Niestety nie wiedział, że imperium, które upadnie będzie jego własnym.
Delfy to ponad 3500 lat historii, a kto wie może i znacznie więcej. Odnajdziemy tutaj wspomnianą wyżej świątynię z IV w p.n.e., wspaniały amfiteatr na ponad 5000 widzów oraz stadion mogący pomieścić 7000 osób. Wspaniałe artefakty znalezione w Delfach możemy podziwiać w nowym budynku muzeum. Najsłynniejszym eksponatem jest liczący sobie blisko 2,5 tys lay, wykonany z brązu woźnica oraz rzeźba przedstawiająca trzy tańczące dziewczęta. Podejrzewa się, że rzeźba ta wspierała trójnóg Pytii.
Osios Lukas
Kolejnym miejscem, które chcemy odwiedzić to monastyr Osios Lukas. Klasztor położony jest na stokach górskiego masywu Helikon. Jego historia sięga początku X wieku kiedy to założony został przez pustelnika, bł. Łukasza ze Stiri, którego relikwie, od ponad tysiąca lat przechowywane są w klasztornej świątyni.
Budowla składa się z dwóch świątyń. Starszej, której budowa zapoczątkowana była przez Łukasza a dedykowanego św. Barbarze oraz drugą, której budowę rozpoczęto w 1011 roku. Drugi kościół ( poświęcony właśnie Łukaszowi ze Stiri – Osios Lukas) stoi on tuż obok starego kościoła, przejmując funkcję katolikonu. Oba kościoły połączono łącznikiem, w którym możemy odnaleźć grobowiec bł. Łukasza.
Nowszy kościół, wybudowany został z cegieł i kamiennych bloków, na planie krzyża. Jego surowe wnętrze ozdobione zostało kolorowymi marmurami oraz mozaikami. Patrząc na przepiękne mozaiki liczące sobie blisko tysiąc lat nabieramy zupełnie innej perspektywy czasu i wartości. Mozaiki przestawiają sceny z życia Jezusa i Matki Bożej w tym Ofiarowanie, Zwiastowanie, Narodzenie i Ofiarowanie w Świątyni. Całość uzupełniona jest przez malowidła, niestety część z nich uległa zniszczeniu.
Kościół starszy wybudowany został w całości z cegieł. Przeplatające się wzory utworzone z ich kolejnych warstw wyglądają niesamowicie. Budynek jest znacznie bardziej surowy niż jego młodszy o kilka lat sąsiad. Ciekawym miejscem jest również refektarz kościoła, w którym utworzone zostało muzeum. Możemy w nim obejrzeć kamienne ozdoby i dekoracje pochodzące z obu świątyń.
Zbliża się wieczór a przed nami jeszcze spory kawałek drogo do Aten. Kierujemy się na autostradę i ruszamy przed siebie. Za nami niebo przybiera fioletowo-różową barwę zachodzącego słońca.
Ateny
Miasto wita nas potężnym korkiem. Łuna świateł i kierowcy średnio zwracający uwagę na jakiekolwiek przepisy. Korek kotłuje się, ktoś trąbi, ktoś się wpycha się z jednego pasa na drugi a na jego miejsce pojawia się czterech chętnych, pomiędzy tym jak śmigają skutery. Ale jak to w miastach południowej Europy bywa, ten chaos ma jakieś niepisane zasady. Wszystko pulsuje, trzeszczy piszczy, ale nie dzieje się nic złego. Ludzie używają klaksonu, za chwile do siebie machają uśmiechają się i znowu trąbią. I tak po kilkunastu minutach niesieni przez morze samochodów docieramy do centrum. Tam czeka na nas hotel, natomiast nie wiemy jeszcze czy czeka również parking. Pomimo kilku maili w tej sprawie z prośbą o rezerwacje miejsca hotel pozostawał głuchy na nasze pytania.
W końcu zaświtała nadzieja kiedy na recepcji okazało się, że wprawdzie hotel parkingu nie posiada, choć widnieje on w jego ofercie, ale współpracuje za to z zaprzyjaźnionym parkingiem, gdzie możemy zostawić nasz samochód. Otrzymaliśmy wyblakłą mapkę z odręcznie napisaną po grecku nazwą hotelu i ruszyliśmy w jego kierunku. W okół hotelu jednokierunkowe uliczki były zakorkowane do ostatniego milimetra, z trudem przeciskałem się pomiędzy zaparkowanymi pod przeróżnymi kątami samochodami, wystawionymi gratami, śmieciami ( było nawet łóżko). Takie ścisłe centrum stolicy Grecji.
W końcu dostrzegamy wjazd do podziemnego parkingu, porównujemy nazwę, no jak by nie patrzeć zupełnie inna. Robimy kolejne kółko, ciasna uliczna, wystawione łóżko, stare graty, parking. Wysiadam z samochodu i schodzę w kierunku parkingowego biura obsługi klienta czy też do czegoś co nim miało być w założeniu. Na miejscu spotykam uśmiechniętego od ucha do ucha strażnika, pokazuje mu karteczkę, uśmiechnięty kiwa głową i łamanym angielskim wyjaśnia, że hotel to i owszem nosił taką nazwę ale lata temu. Parkujemy, płacimy i po kilku minutach jesteśmy z powrotem w hotelowym lobby. Po chwili ktoś nas zauważa, pytam o jakieś mapy, dojście do metra. Od niechcenia woskowa dama, podaje nam mapę i wskazuje palcem najbliższą stację metra. I to właściwie był koniec naszego kontaktu na recepcji. Podsumowując hotel może i nie był zły ale jakoś tak no… sam nie wiem. Hotel miał natomiast jeden niezaprzeczalny atutu. Otóż z jego dachu roztaczał się wspaniały widok na miasto oraz górujący nad nim Akropol.
Muzeum Archeologiczne
Rankiem zaraz po śniadaniu udajemy się prosto do Muzeum Archeologicznego. To jedno z najciekawszych muzeów na świecie. Odnajdziemy tutaj niesamowite eksponaty związane z historią Starożytnej Grecji oraz czasów znacznie wcześniejszych. Możemy tutaj znaleźć ozdoby, figurki czy też fragmenty porcelany nawet sprzed 8 tys lat. Jednym z najbardziej znanych eksponatów jest oczywiście tzw Maska Agamemnona, pochodząca z mykeńskiego grobowca. Pośród potężnych waz, rzeźb, naczyń, wyrobów ze złota, poszukiwałem jednak czegoś innego.
Mechanizmu z Antykithiry. Ten odkryty na dnie morza przedmiot wyprzedzał swoje czasy o tysiące lat. Odkryty w roku 1900 na pokładzie wraku mechanizm uznano za średniowieczny zegar, dopiero po latach wrócono do badań nad tym czym na prawdę był ów przedmiot. W roku 2006 przy użyciu tomografu komputerowego udało się odkryć wszystkie elementy urządzenia oraz jego przeznaczenie. Badacze odczytali również większość inskrypcji, pokrywających mechanizm (pierwotnie z liczby – jak uznano – 2000 znaków tylko 1000 było odczytanych wcześniej) oraz policzyli zęby wszystkich kół zębatych. 9 czerwca 2016 ogłoszono wynik kolejnego badania, przez zespół naukowców greckich. Rozpoznano 82 podzespoły zegara, i odczytano na nich 3400 znaków, uznając to za niemal całość zapisu. Obecnie wiemy, że Mechanizmu z Antykithiry składa się z 37 kół zębatych.
Koła poruszające kilkoma wskazówkami napędzane były za pomocą korby. Tarcza z przodu pokazywała ruch Słońca i Księżyca na tle zodiaku oraz używanego wówczas w Grecji kalendarza egipskiego z uwzględnieniem roku przestępnego co cztery lata. Urządzenie wskazywało również fazy Księżyca. Tarcze z tyłu urządzenia pozwalały synchronizować kalendarz słoneczny z księżycowym oraz przewidywać zaćmienia Słońca i Księżyca. Poprzez niewspółśrodkowe połączenie dwóch kół mechanizm odtwarzał nawet takie szczegóły, jak nierównomierny ruch Księżyca na niebie. Mechanizm pozwalał też przewidywać momenty wschodów i zachodów ważniejszych gwiazd i gwiazdozbiorów oraz prawdopodobnie także pozycje pięciu znanych wówczas planet. Odpowiednie tarcze nie zachowały się, jednak odczytano nazwę planety Wenus z przodu urządzenia.
Akropol
Muzeum Archeologiczne w Atenach możemy zwiedzać nawet cały dzień, niestety nie mamy tyle czasu, a przed nami Akropol – czyli Górne Miasto. Wzgórze Akropolu było już zamieszkiwane w czasach neolitu. Pierwsze osady zaczęły powstawać tam około 3.500 lat temu. W Starożytności do Akropolu prowadziła tylko jedna droga. Dostęp do jego wyższych części zagradzała Brama Beulego (nazwa pochodzi od nazwiska francuskiego archeologa) wzniesiona w 267 r n.e. Za nią znajduje się kolejna potężna marmurowa brama – Propyleje, prowadząca do miejsca kultu na Akropolu. Propyleje, wybudowano w stylu doryckim. Posiadały one dwie części. W północnej zwanej pinakoteką,od ozdabiających ściany obrazów, mogli odpoczywać pielgrzymi, prawa część natomiast pełniła prawdopodobnie funkcję portyku przed wejściem do świątyni Ateny.
Po prawej stronie za bramą możemy zobaczyć niewielki budynek. To sanktuarium Ateny Nike (Zwycięskiej). Widzimy na niej fryz przedstawiający zwycięstwo Ateńczyków nad Persami. We wnętrzu świątyni w starożytności znajdował się posąg Nike Bezskrzydłej. Dlaczego Nike pozbawiona była skrzydeł? Otóż, Grecy wierzyli, że jest ona bardzo niestałym bogiem, i aby zatrzymać ja u siebie, pozbawili ją skrzydeł.
Przed Propylejami po lewej stronie możemy zobaczyć ogromny cokół. W starożytności spoczywał na nim brązowy rydwan z postaciami króla Eumenesa II z Pergamonu oraz jego brata Attalosa. W roku 24 p.n.e cokół przyozdobiono posągiem rzymskiego polityka Marka Agrypy. Jeżeli chcecie dowiedzieć się nieco więcej o Marku Agrypie, przeczytajcie nasz post o Rzymie, powiem tylko tyle, że na jego rozkaz zbudowano jeden z dłuższych (24 kilometry) akweduktów, ciekawostką może być fakt, że akwedukt prowadzony był w większości pod ziemią, różnica poziomów pomiędzy jego końcami wynosiła niespełna 4 metry a woda zasilała rzymskie łaźnie. Obecnie po łaźniach nie ma już śladu, ponieważ w ich miejscu stoi nie mniej nie więcej tylko słynna fontanna Trevi, którą to zasila woda właśnie z akweduktu zbudowanego przez Marka Agrype. Dlaczego fontanna nosi nazwę Trevi? Przeczytacie o tym właśnie w poście o Rzymie.
Wracająć na Akropol za Propylejami stało potężne dzieło Fidiasza, siedmiometrowy posąg Ateny Promachos trzymający w prawej ręce z włócznią zakończoną złotym grotem. Jak mówią legendy połyskujący grot było nawet widać z okrętów wpływających do portu w Pireusie. Posąg został przewieziony w 1203 roku do Konstantynopola, gdzie niestety został zniszczony.
Legenda: 1. Parthenon 2. Stara Świątynia Ateny 3. Erechtheum 4. Posąg Ateny Promachus 5. Propyleje 6. Świątynia Atheny Nike 7. Sanktuarium Ageusza 8. Sanktuarium Artemis Brauronia 9. Chalkotheke 10. Pandroseion 11. Arrephorion 12. Ołtarz Ateny 13. Sanktuarium Zeusa 14. Sanktuarium Pandion 15. Odeon 16. Stoa Eumenesa 17. Sanktuariumf Asclepiosa 18. Teatr Dionizosa 19. Odeon 20. Temenos Dionizosa 21. Aglaureion |
W najwyższym punkcie Akropolu wznosi się Partenon – świątynia uznawania za szczyt antycznej architektury greckiej. Partenon został zaprojektowany przez dwóch znakomitych greckich architektów Iktinosa i Kallikratesa. Został wybudowany w ciągu 10 lat, lecz przez kolejne był ozdabiany rzeźbami przez Fidiasza. Kształt i proporcje Partenonu wydają się być idealne, jest to jednak złudzenie optyczne. Twórcy budowli doskonale zdawali sobie sprawę z perspektywy. Aby Partenon wyglądał na idealny, celowo zakrzywiono jego kształty bo właśnie wyeliminować złudzenie krzywizn. W ten sposób pogrubiono niektóre z kolumn, otaczające budynek stopie wykonano jako lekko wybrzuszone, a linie proste zastąpiono krzywymi. Dzięki tym zabiegom naszym oczom z perspektywy terenu ukazuje się genialny i nieskazitelny kształt budynku.
W centralnej części Partenonu – celli – starożytni mogli podziwiać potężny, wysoki na 11 metrów, posąg Ateny Partenos, dzieło Fidiasza. On również był autorem zdobień na trójkątnych tympanonach wieńczących fasady. Jak wyglądało to w starożytności możemy obejrzeć w nowym muzeum akropolińskim, o którym za chwilę. Fidiasz wykonał również 92 elementy ozdobne Partenonu – metopy, znajdujące się pomiędzy dachem świątyni a zwieńczeniem kolumn. Jednakże na tym nie poprzestał. Również wnętrze celli pokryte zostały bogatymi zdobieniami o wysokości metr i łącznej długości ponad 160 m. Marmury te nie były białe lecz kolorowe. Obecnie zdobienia te możemy podziwiać w British Museum. Skąd elementy greckiego Partenonu wzięły się w Londynie? Otóż, hrabia Elgin, ambasador brytyjski w Imperium Osmańskim, okupującym Grecję, po odwiedzinach akropolu i skali zniszczenia jakie tam zastał wystąpił do władz tureckich o zgodę na wywiezienie fragmentów Partenonu. Jego robotnicy piłami, łomami a także przy użyciu materiałów wybuchowych oddzielali zdobienia i płaskorzeźby od ścian Panteonu, by następnie wywieźć je do do Anglii. Tak między innymi trafiły tam posągi Fidiasza, fragmenty fryzu panatenajskiego i metopy z Partenonu (76 m), Kariatydę z Erechtejonu, część fryzu ze Świątyni Ateny Nike na Akropolu oraz dużą liczbę fragmentów kolumn. Mając problemy finansowe hrabia Elgin, sprzedał w 1846 roku greckie skarby Muzeum Brytyjskiemu, gdzie możemy je oglądać do dzisiaj. Do dzisiaj również Grecy starają się odzyskać swoją własność, jak na razie bezskutecznie.
Zniszczenie Partenonu następowało systematycznie przez wieki już w V w władze kościoła greckiego nakazywały demontaż rzeźb z tympanonu, w wieku VI budowlę przerobiono na kościół, w 1209 na katolicką katedrę, jednak przysłowiowym gwoździem do trumny Partenonu była wojna Wenecjan z Turkami. W roku 1687 Partenon Turcy przekształcili Partenon w magazyn prochu. Możemy sobie zatem wyobrazić jakie były następstwa, uderzenia weneckiego pocisku artyleryjskiego, który spadł właśnie na Partenon. W XIX wieku rozpoczęto proces rekonstrukcji budowli, podczas, którego zdecydowano się na wymianę klamer spinających od ponad dwóch tysięcy lat kamienne bloki. Jednakże użyte w XIX wieku klamry odbiegały znacznie technologią od tych wykonanych przez Greków. Nowe klamry po kilkunastu latach zaczęły rdzewieć rozsadzając starożytne bloki. Obecnie od blisko trzydziestu lat, trwają prace związane z rekonstrukcją Akropolu. Obejmują one również wymianę klamer, obecnie zastępuje się je praktycznie niezniszczalnymi klamrami tytanowymi.
Najważniejszą budowlą Akropolu nie był jednak Partenon lecz Erechtejon, którego nazwa wywodziła się od mitycznego króla Erechteusza, który zgodnie z legendą zginął w tym miejscu rażony piorunem Zeusa.
Tutaj miał również być zlokalizowany mykeński pałac zamieszkiwany przez króla Kekropsa, pół człowieka, pół węża. W świątyni natomiast znajdowały się groby mitycznych królów. Budynek został wzniesiony w stylu jońskim a jego najbardziej charakterystycznym elementem są podtrzymujące portyk kariatydy. Do dzisiaj nie ustalono jaką pełnił funkcję. Być może był on trybuną dla kapłanów lub baldachimem nad grobami pradawnych królów. Erechtejon został przekształcony w kościół w VI w n.e.m po zajęciu Grecji przez Imperium Otomańskie, Erehtejon przekształcono na harem.
Kolejnym charakterystycznym obiektem Akropolu jest Teatr Dionizosa, wybudowany w VI w p.n.e., który po przebudowie mającej miejsce dwieście lat później, mógł pomieścić 17 tys osób. Patrząc na teatr musimy wiedzieć, że na jego scenie swoje sztuki wystawiali Sofokles, Ajschylos, Eurypides czy też Arystoteles. To żywa część historii Grecji i naszej Europejskiej tożsamości.
Nieopodal teatru Dionizosa wznosił się dwupoziomowy portyk – Stoa Eumenesa. Wybudowany w II w p.n.e. zapewniał schronienie dla widzów teatru podczas deszczy czy też upalnych dni. Fundatorem budynku był król Pergamony Eumenes II, który wraz z bratem pobierał naukę w Atenach podczas swojej młodości.
Bardzo ciekawą budowlą Akropolu jest również Odeon Heroda Attyka. Wzniesiony został przez Heroda Attyka w czasach rzymskich na cześć jego zmarłej żony. Odeon wzniesiono w stylu rzymskich teatrów. Szczuje się, że mógł on pomieścić 5 tys widzów. Częściowo odrestaurowany teatr służy do dzisiaj jako miejsce do organizacji czy też koncertów.
Muzeum Akropolu
U podnóża Akropolu znajduje się nowe muzeum akropolińskie. Muzeum wygląda na prawdę genialnie. Na wskroś nowocześnie wyróżnia się wspaniałą bryłą i przemyślaną formą ekspozycji. Muzeum mieści zbiory dotyczące Akropolu, znajdziemy tutaj ciekawą ekspozycję, związaną ze świątyniami, jak i z życiem codziennym mieszkańców starożytnych Aten.
Osobiście jednak po odwiedzeniu muzeum archeologicznego to wydało się nieco puste. Odniosłem wrażenie, że znajduje się w nim więcej nadgorliwej ochrony niż samych eksponatów. Oczywiście warto go zobaczyć ale w moim subiektywnym odczuciu muzeum to jest lekkim przerostem formy nad treścią.
Zwiedzanie Akropolu daje się mocno we znaki, przy temperaturze w okolicy 35 stopni, po kilku godzinach zwiedzania w pełnym słońcu, mamy lekko mówiąc dosyć. Udajemy się na krótki spacer w bardziej zacienione miejsce. Naszym celem są królewskie ogrody i znajdujący się tuż przy nich słynny Zappeion
Po, krótkim spacerze, w przepięknej scenerii i co najważniejsze w cieniu, odwiedzamy nasz ostatni punkt programu. Jest nim zmiana warty przy Grobie Nieznanego Żołnierza. Mamy szczęście. Tuż po naszym przybyciu zaczyna się zmiana warty
Do hotelu docieramy późnym wieczorem. Wjeżdżamy na dach hotelowy i spoglądamy po raz ostatni na Akropol, słonce zachodzi zamieniając niebo w purpurowo fioletową kopułę. Cały ten miejski chaos, plątanina kabli, anten satelitarnych, wydają się nagle jakieś ładniejsze i bardziej magiczne. Miasto powoli zasypia.
Korynt
Wczesnym rankiem tuż po śniadaniu wyruszamy na Peloponez. Dzień zapowiada się intensywnie. Przed południem docieramy nad Kanał Koryncki. Krótka przerwa na spacer i już mijamy stary Korynt.Po mniej więcej po 45 minutach docieramy do jednego z najbardziej tajemniczych miejsc w Grecji. Mniej więcej dwa tysiące sto lat temu tereny Argolidy przemierzał grecki podróżnik Pauzaniasz. Podróżnik ten był autorem dzieła znanego jako Periegesis tes Hellados (Wędrówki po Helladzie). Składało się ono z 10 ksiąg, w których zawarł relację ze swoich licznych podróży po Grecji. Opisał w nich poszczególne krainy, zabytki oraz lokalne kulty. W jednym ze swoich dzieł pisał tak:
Czego dotyczy ten cytat. Otóż w Grecji możemy odnaleźć pozostałości po … Piramidach. Niedaleko Koryntu odnajdziemy właśnie jedną z nich. Już w czasach rzymskich było to jedynie ruiny. Badanie prowadzone na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku określiły wiek piramidy na około trzecie tysiąclecie przed naszą erą. Czyli krótko mówiąc piramida ta ma blisko pięć tysięcy lat. A oto jak wygląda obecnie
Kolejnym ciekawym i tajemniczym miejscem jest Tyryns i jego Mury Cyklopie. Tyryns mijamy w drodze do Epidaurusa. I gdyby ktoś był tutaj przez przypadek to gorąco zachęcam do odwiedzenia tego miejsca. Jest niesamowite!
Tyryns
Miejsce to zamieszkane było od niepamiętnych czasów. Już 4 tysiące lat temu znajdowała się tutaj całkiem spora osada, która była rozbudowywana przez kolejne stulecia. Pierwsza twierdza wzniesiona została w latach 1400-1300 p.n.e. zajmując obszar około 20 000 m², (ok. 300 m długość i szerokość 80 m). Twierdzę otaczały potężne mury (zwane cyklopimi), które robią wrażenie nawet w czasach obecnych. Do ich wzniesienia użyto skał o wadze często przekraczającej 12 ton, ich wysokość przekraczała 8 m, a szerokość dochodziła nawet do 17 m. Mury te otaczały znajdujący się na wzgórzu pałac wraz z licznymi domami, a także część religijną wraz z małą świątynią. Dodatkowo cały kompleks pałacowy otoczony był od dziedzińca wewnętrznym murem obronnym.
Wykopaliska w Tyrynsie prowadzone były w latach 1884–1885 przez Heinricha Schliemanna, a następnie na początku wieku kontynuowane były kontynuowane przez Wilhelma Dörpfelda. W roku 1999 stanowiska archeologiczne w Tyrynsie oraz Mykenach zostały wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Epidauros
Późnym popołudniem docieramy do Epidauros. Teren Starożytnego Epidaurusa, który zwiedzamy, jest dość rozległy. Wchodząc na teren wykopalisk, po lewej stronie prowadzącej na ich teren, widzimy małe muzeum, za którym znajdują się pozostałości zabudowań starożytnego miasta. My udajemy się w prawo, wspinając się po osłoniętym piniami pagórku. W Epidauros od VI wieku p.n.e. do IV wieku n.e. istniało najsłynniejsze sanktuarium Asklepiosa (Asklepiejon) w świecie antycznym.
Ścieżka powoli kończy się, mijamy ostatnie drzewa i naszym oczom ukazuje się jeden z największych greckich amfiteatrów. Teatr posiadający 52 rzędy siedzeń, które zostały ułożone na dwóch kondygnacjach, mógł pomieścić 14 tysięcy widzów. Dla porównania w Katowickim Spodku maksymalna pojemność trybun to około 11 500 miejsc. Teatr zaprojektowany przez Polikleta Młodszego około 300 p.n.e. był uważany przez wspomnianego wcześniej Pauzaniasza za największy w Grecji.
Największym jednak fenomenem tego teatru jest scena. Akustyka teatru jest fenomenalna, Rozmowa czy nawet moneta rzucona na scenę w jej centralnym punkcie są dobrze słyszalne na całej widowni, bez względu na miejsce zajmowane przez widza.
Kalamata
Powoli nadchodzi wieczór, zmierzamy autostradą na samo południe Grecji, naszym celem jest Kalamata, tutaj spędzimy trzy noce, na małej regeneracji wakacyjnej oczywiście połączonej ze… zwiedzaniem! I tutaj muszę polecić Wam pewnie miejsce położone kilka kilometrów od Kalamaty apartamenty Petra Thea.
Apartamenty położone są na wzgórzu z którego rozpościera się niesamowity widok.
Jednak zanim tam dotrzemy przejeżdżamy jedną z najbardziej irytujących autostrad świata. Autostrada jest przepiękna i malownicza, zresztą proszadząc przez Peloponez nie mogła by być inna. Co zatem z nią jest nie tak? Otóż jak to na płatnej autostradzie tak i na tej znajdują się bramki. Żeby nie było za tanio znajdują się one średnio co 10-15 kilometrów. Ale to jestem jeszcze w stanie zrozumieć.
Natomiast kompletnie nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego jakiś geniusz postawił te bramki centralnie na środku autostrady. Tak więc jazda po niej sprowadza się do płacenia przyspieszenia osiągnięcia prędkości przelotowej i hamowania, i tak kilkanaście razy z rzędu. Mało? Proszę bardzo piszę dalej. W trosce o nasze bezpieczeństwo greccy urzędnicy postawili na autostradzie las znaków ( to akurat nas Polaków nie powinno dziwić, też tam mamy, może nie na autostradach ale wszędzie poza nimi).
Znaki nakazują nam zwalniać przed każdym zakrętem, wiaduktem i tunelem do 70 km na godzinę. Wszędzie poza można jechać 90, zdarza się sporadycznie 120, ale nie za długo bo zaraz czeka na nas kolejna bramka. I tutaj pojawia się pytanie, czy ten przepiękny widokowo twór to na prawdę autostrada? Dajmy a to w takich Włoszech również są tunele i wiadukty ale tam nikomu nie przeszkadza 130 km/h ba nawet 140 km/h. No ale co kraj to obyczaj, szukając zalet, możemy dłużej delektować się krajobrazem a zapewniam, że jest czym!
Messyna
Po nieco leniwym poranku zmierzamy w kierunku starożytnej Messyny. Miasto to słynęło z potężnych obronnych murów, które możemy podziwiać nieco poza właściwym terenem archeologicznym. Mury rozciągają się w obu kierunkach Bramy Arkadyjskiej, niesamowitej budowli przywodzącej na myśl budowle megalityczne. Miały one od 4 do 10 metrów wysokości i 2,5 m grubości, rozciągając się na ponad 9 km. Jak głosi legenda, mury te powstały w ciągu 85 dni.
Messyna założona została ok 385r p.n.e. a za jej założyciela uznaje się Epaminondasa, wodza Tebańczyków. Pod rzymskim panowaniem miasto rozwijało się bardzo prężnie stając się ważnym centrum administracyjnym oraz gospodarczym. Jego rozwój został zatrzymany dopiero w 395 r n.e. kiedy to zostało ono zniszczone przez Wizygotów.
Obecnie na terenie stanowiska archeologicznego możemy podziwiać fragmenty rzymskich willi, fragmenty teatru z III w p.n.e, czy też pozostałość, pochodzącego również z tego samego okresu co teatr, całkiem sporego Nimfajonu – czyli fontanny, składającej się z długiej na 40 m cysterny oraz bogato zdobionej fasady. Najważniejszą jednak budowlą było sanktuarium Asklepiosa – Asklepiejon, wzniesiony w miejscu sanktuarium, które wybudowane zostało ok 400 lat wcześniej. Do Asklepiejona przyległa niewielki teatr oraz budynek, w którym prowadziła obrady rada miasta – buleuterion.
W mieście znajdował się również stadion, otoczony doryckimi portykami, którego półokrągły koniec został zrekonstruowany przez archeologów, właściwie prace rekonstrukcyjne prowadzone są w tym miejscu przez cały czas. Obok stadionu znajduje się gimnazjon, czyli miejsce, w którym ćwiczyć mogli miejscowi młodzieńcy.
Wychodząc z terenu wykopalisk warto spędzić chwilę w mały, przylegającym do nich, muzeum. Odnajdziemy tutaj przedmioty, które zostały zgromadzone podczas prac wykopaliskowych. Na uwagę zasługują posągi z Asklepiejonu, między którymi zobaczymy wspaniałą rzeźbę Artemidy wykonaną przez Damofona z Messyny.
Jako, że zbliża się popołudnie, kierujemy się ku plaży w Kalamacie. Wokół miasta możemy znaleźć sporo ciekawych i odosobnionych zakątków z małymi plażami, jednak i ta miejsca jest całkiem przyzwoita. Zamawiając posiłek, czy nawet kawę w pobliskiej kawiarni, otrzymujemy prawo do darmowej butelki wody oraz leżaków, co ciekawe co kilkanaście minut na plaży pojawiają się kelnerzy, u których możemy złożyć zamówienie np. na pyszne lody. Po całodniowym zwiedzaniu taka odrobina ‘luksusu’ jest świetnym sposobem na zakończenie wspaniałego dnia.
Sama miejscowość nie jest zbyt duża, każdy zakątek plaży wydaje się całkiem kameralny, zasadniczo Peloponez w porównaniu do północy kraju wydaje się bardzo spokojnym miejscem, a plaże prawie kompletnie pozbawione są masowej turystyki. Co sprawia, że jest to wymarzone miejsce na urlop.
Po spektakularnym zachodzie słońca, nasz dzień uważamy za zakończony, ale jutro czeka na nas kolejna przygoda!
Mistra
Peloponez skrywa wiele klejnotów, ale jak dla mnie miejscem, które na pewno trzeba, odwiedzić jest Mistra. Położona kilka kilometrów od Sparty omijana jest przez większość wycieczek turystycznych. A jest to prawdziwy klejnot. To najlepiej zachowane na świecie pozostałości bizantyjskiego miasta. Prawie nietknięte zabudowania, kościoły, zamek i wznosząca się na wzgórzu twierdza, sprawią, że nagle przeniesiemy się o blisko 1000 lat w otchłań historii. W następstwie IV krucjaty (1204 r), na terenie południowego Peloponezu powstało feudalne Księstwo Achai, którego książę, Wilhelm II Villehardouin w 1249, na szczycie wzgórza wybudował zamek, mający chronić ludność południowego Peloponezu.
Po przegranej bitwie pod Pelagonią., w roku 1261 miasto wraz z innymi fortami południowo-wschodniego Peloponezu zwrócone zostało Bizancjum, przyciągając zamożną ludność grecką, porzucającą tereny okupowane przez Normanów. Ustanowiony został bizantyjski Despotat Morei, którego stolicą, stała się właśnie Mistra. Wtedy też nastąpił gwałtowny rozwój miasta, które niecałe sto lat później stało się największym po Konstantynopolu miastem Bizancjium.
|
I tak nasza wizyta w Grecji zbliża się ku końcowi. Ostatniego dnia zmierzamy w kierunku wspaniałego mostu łączącego półwysep Peloponez ze stałym lądem. Przejazd przez most kosztuje 14 Euro. W chwili do oddania do użytku mostu w 2004 roku był on najdłuższym wantowym mostem na świcie o długości 2883 m i szerokość 27,2 m.
Olimpia
Jednakże, zanim tam dotrzemy przed nami jeszcze, krótka wizyta w Olimpii. Miejsce to w starożytności przez tysiąclecia było miejsce kultu religijego. Blisko pięć tysięcy lat temu czczono tutaj Kronosa, Gai, Ejlejtyi i Temide.
– źródło Wikipedia |
Około dwa tysiące lat później, w X stuleciu przed naszą erą, miejsce to stało się centrum kultu Zeusa. Sanktuarium zajmowało prostokątny cztero-hektarowy święty gaj (gdzie posadzono m.in. oliwki, topole, dęby i sosny) zwany Altisem, wokół którego odbywały się igrzyska panhelleńskie, zwane od tego miejsca olimpijskimi. Pierwsze odnotowane igrzyska odbyły się w 776 p.n.e. a kolejne miały miejsce co cztery lata. Z igrzyskami nierozerwalnie związany był „Święty pokój”, który ogłaszany był na czas jednego miesiąca na terenie całej Grecji. święty stawał się wówczas również teren wokół Altisu z czym wiązał się całkowity zakaz wnoszenia na ten teren broni. Schyłek Olimpii miał miejsce ok V w n.e.
Ostatnie igrzyska miały tutaj miejsce w w roku 393, rok później Teodozjusz I Wielki wydał edykt zakazujący wszelkich świąt i uroczystości pogańskich, a w 426 r Teodozjusz II rozkazał zniszczenia Olimpii, Przysłowiową kropkę nad “i” zniszczenia przypieczętowały trzęsienia ziemi z 551 i 552 r a miejsce to zostało ponownie odkryte dopiero 1200 lat później, kiedy w 1766 roku zidentyfikował je angielski antykwariusz Richard Chandler.
Wyjeżdżając z Grecji odwiedzamy jeszcze jedno miejsce. Tajemniczą Kastorię. To miasto jest prawdziwym muzeum. Na jego terenie możemy odnaleźć ponad 70 bizantyjskich kościołów, z czego wiekszą część to klejnoty architektury i malarstwa bizantyjskiego. Miasto prezentuje się przepięknie, położone na półwyspie wcinającym się głęboko w wody jeziora Orestiada.
Niestety nasze plany zwiedzania pokrzyżowała potężna przewalająca się nad górami Dynarskimi burza. Jedyne co nam pozostało to próby utrzymania samochodu w ryzach i powolna jazda w strugach deszczu ku granicy z Albanią.
Tutaj Grecja wydawała się stawać coraz biedniejsza i coraz bardziej opuszczona. Maleńki punkt graniczny wydawał się stać po środku niczego. Po krótkim postoju wjechaliśmy na teren Albanii, dla nas kompletnej zagadki. Ciekawi ale i pełni obaw jechaliśmy przed siebie. Co spotkało nas w Albanii? O tym już dowiecie się niebawem w kolejnym odcinku naszych bałkańskich przygód.
Zapraszam!
C.D.N
Poprzedni post – Bułgaria
Olka says:
Ciągle zbieram się w sobie, żeby znaleźć więcej czasu na zwiedzanie Grecji. Choć na Bałkanach bywam regularnie, to na Grecję zwykle nie udaje się wygospodarować czasu. Jak do tej pory byłam tylko w Meteorach 😉
Karolina says:
Byłam w Grecji kontynentalnej dwukrotnie i zrobiła na mnie wielkie wrażenie! Ciekawą trasę pokonaliście! Przypomniały mi się moje pobyty w Meteorach czy w Delfach <3
Karolina says:
Ateny wyglądają świetnie z Akropolu. W ogóle to jest niesamowite, że możemy na własne oczy oglądać miejsca, o których uczyliśmy się na historii. Ps. Super te przewijane galerie
roadandrolllml says:
Meteory, Termopile, Ateny – moje klimaty. Chciałbym zobaczyć taką antyczną Grecję. Chociaż kilka razy było już blisko, to niestety nigdy nie udało się przekroczyć jej granicy.
Ewa says:
Nie wiem jak to się dzieje, że wciąż nie po drodze nam Grecja, choć bardzo chcemy ją poznać! Nawet rodzinę tam mamy 😀 a jak kiedyś miałam mieć 2 dni w Salonikach (przesiadka do Gruzji), to odwołali mi ten lot i musiałam bezpośrednio… Może właśnie samochodem trzeba by się wybrać?… Dzięki za inspirację! (i podpowiedź, by brać hotele z parkingami^^)